Widok gmachu teatralnego (fot. Biblioteka Narodowa w Warszawie) 

Wygląd gmachu teatralnego nie przypomina obecnie historycznej fasady. Jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym zrealizowano jego modernistyczną przebudowę. Pierwotne założenia architektoniczne sięgają natomiast okresu wcześniejszego, końca XIX wieku.

Dokładnie dnia 22 listopada 1891 roku miało miejsce prawdziwe święto sztuki w Stanisławowie, poświęcony został gmach teatralny położony przy ulicy Bielowskiego 1. Pomysłodawcą dzieła był prezes Towarzystwa Muzycznego im. Moniuszki Bolesław Szamejt, który bezgranicznie oddał się idei powstania gmachu. Peany ku jego czci w pełni są uzasadnione. Był bowiem w ujęciu Karola Estreichera „żebrakiem, który wyciągał rękę przy drodze, pokazywał łachmany muzy Moniuszki i przez lat cztery [od 1887 roku], wypędzany drzwiami wchodził oknem, aby wyżebrany grosz złożyć do kalety”. Zabiegi te zostały należycie docenione. „Miasto ulitowało się nad niedolą sztuki, darowało plac, Kasa Oszczędności postąpiła honorowo, zapewniając poparcie pieniężne”.

Na projektodawcę inwestycji wybrano miejscowego inżyniera kolejowego Józefa Łapickiego, występującego pod pseudonimem Witolda Miłkowskiego. Prace rozpoczęły się w kwietniu 1891 roku i od początku szły bardzo sprawnie. Nad wszystkim panowała bowiem ustanowiona specjalnie komisja budowlana. Już w dniu 21 maja złożono w fundamencie pod głównymi drzwiami wejściowymi powstającego budynku kamień węgielny. O dalszym przebiegu prac czytamy w prasie: „w sierpniu ukończono wszystkie mury, we wrześniu belkowanie, wiązanie dachowe i krycie blachą. Roboty wewnętrzne na pierwszym piętrze – w końcu zaś roboty dekoracyjne… termin otwarcia gmachu teatralnego na miesiąc listopad nie powinien być iluzorycznym”.

Komitet budowlany (fot. Kurier Stanisławowski 1929) 

A słów nie rzucono na wiatr. Rychło więc nastąpił pamiętny dzień otwarcia. W niedzielne południe, 22 listopada Józef Łapicki oddał klucz do świątyni sztuki – i zarazem strażnicy słowa polskiego – prezesowi Bolesławowi Szamejtowi. Wieczorem zaś odbył się koncert inauguracyjny pod batutą dyrektora szkoły muzycznej Michała Biernackiego, w którym udział wzięli również goście przybyli ze Lwowa, między innymi członkowie towarzystwa śpiewackiego „Lutnia”. Aura nowego miejsca okazała się sprzyjająca w odbiorze utworów muzycznych. Po występach widzowie stwierdzili, że był to koncert jakiego jeszcze w Stanisławowie nie słyszano. Miłym akcentem na zamknięcie imprezy okazał się bankiet, wyprawiony dla przeszło 180 osób.

Mimo, że uroczystość poświęcenia dobiegła końca, to prace budowlane były jeszcze przeprowadzane. Trwały przez następne kilka miesięcy, aż do września 1892 roku. Jednak to nie przeszkadzało by w międzyczasie zdążyła zadomowić się tutaj pierwsza polska stała scena teatralna pod dyrekcją, doświadczonego i uznanego aktora Lucjana Kwiecińskiego.

Ta trudna do przeceniania inwestycja przyniosła ulgę nie mającym się, gdzie podziać artystom sztuki dramatycznej. Dotychczas bowiem, przez szereg lat, przedstawienia odbywały się w hotelu Europejskim należącym do rodziny Halpernów, który stał na miejscu otwartego do dziś pasażu Gartenbergów. „W sali podobniejszej – jak stwierdził Karol Estreicher – do obory niż do świątyni muz”. Ktoś inny z kolei ubolewał, że obkopcony sufit sprawiał w niej wręcz odrażające wrażenie. W odróżnieniu od hotelu Halpernów budynek „moniuszkowców” oglądano z podziwem. W obszernym tekście Władysław Ciesielski z estymą pisze, że „wnętrze teatru po ostatecznym wykończeniu przedstawia widok elegancji artystycznie podanej dla oka w dekoratorskim przybraniu lóż – a przez pas aksamitu na siedzeniach, ożywionej. Architektura zaś uchowała przybytkowi klasyczną powagę, pewnym nawet nawiewem mitycznym trącącą”.

Nie da się więc ukryć, że zrealizowany projekt Łapickiego spełniał ówczesne oczekiwania. Niektórzy może mogliby zwrócić uwagę na niewielką ilość zdobień rzeźbiarskich i uproszczoną konstrukcję gmachu. Tym niemniej mieszkańcy Stanisławowa mieli prawo czuć się dumni. Znamienne jest, że właśnie to Stanisławów znalazł się wśród nielicznych miast galicyjskich (obok Krakowa i Lwowa), które zdobyły się na wybudowanie oddzielnego gmachu teatralnego.

Miłośnicy sztuki, ale nie tylko oni, bo miejsc starczyło dla wszystkich spragnionych kultury na najwyższym poziomie, mogli oglądać przedstawienia bądź wsłuchiwać się w melodie muzyki z pełną uwagą. W sali teatralnej znajdowało się bowiem około 300 numerowanych krzeseł i foteli, oraz na piętrze 10 łóż, co więcej, twierdzono nawet, że mogło pomieścić się w środku do 800 widzów.

Budynek po obu stronach skrzydeł posiadał jeszcze inne okazałe pomieszczenia. Wzdłuż lewego skrzydła przygotowano miejsce na restaurację, a nad nią na pierwszym piętrze pokoje szkoły muzycznej Towarzystwa Moniuszki. Dalej pośrodku, nad westybulem, w obszernym pomieszczeniu znajdowała się sala balkonowa z wyjściem na taras, z którego roztaczał się widok na pokryty rondem kwiatowym i regularnymi trawnikami plac Mickiewicza. Po prawej stronie skrzydła znajdowały się mieszkania prywatne, a jedno z nich zajmował odźwierny, czyli w dzisiejszym znaczeniu portier.

Zarówno architektura gmachu teatralnego, jak i jego wnętrza przetrwały z niewielkimi modyfikacjami przez najbliższe kilkadziesiąt lat. Wychodząc naprzeciw potrzebom i ulegając aktualnym trendom w sztuce zmieniła swój wygląd ostatecznie na początku lat 30. XX wieku.

Wygląd gmachu teatralnego po odnowieniu fasady (fot. Biblioteka Narodowa w Warszawie)

Budynek teatru w Stanisławowie wraz z upływem czasu tracił swoją dawną świetność. W efekcie nadmiernego korzystania fasada gmachu wymagała odnowienia, a sala gruntownego remontu.

Przy okazji odgrywanych występów dały o sobie znać również niedociągnięcia, wynikłe podczas jego budowy. Właściciele gmachu z Towarzystwa Muzycznego im. Moniuszki posiadali jednak skromne fundusze, które nie starczały nawet na prowadzenie działalności kulturalnej, a co dopiero mówić o możliwości wykonania wszystkich potrzebnych prac remontowych. Starano się więc skupić choćby tylko na najpilniejszych. Dla przykładu podajmy, że na początku XX wieku odmalowano ściany widowni i wymieniono część zniszczonego dachu.

W końcu Eustachy Bukowski, gospodarz Towarzystwa i śpiewak tenorowy w jednej osobie, wyszedł z inicjatywą przeprowadzenia rekonstrukcji całości gmachu. Niestety wybuch I wojny światowej pokrzyżował ten ambitny plan. W dodatku budynek, podobnie jak wiele innych w Stanisławowie na skutek walk toczonych na terenie miasta, uległ zniszczeniu. Co prawda próbowano łatać powstałe uszkodzenia, ale nie na wiele się to zdało.

Trudno się więc dziwić, że wygląd teatru nie spełniał oczekiwań. „Przypatrzmy się naszej budzie teatralnej. Odrapana, brudna – pisze mieszkaniec Stanisławowa w drugiej połowie lat 20. (podpisany inicjałami Dr M. M.) – często bez okien na rogu ulicy, nie na z dala widnym placu jak to gdzieindziej, czyni raczej wrażenie przeciętnej budy kamienicznej na Żółkiewskiej czy Kazimierzu. A dopiero wejdź do tego „przybytku sztuki” gdzie cię z jednej strony owionie chłód piwniczny, z drugiej woń kloaczna, a zaraz u wstępu widzieć możesz – nie powodując się zbytnio fantazją – co ci wnętrze tego przybytku dać może. O samej sali teatralnej – nie chcę się rozwodzić, zna ją każdy aż nadto dobrze, bo sobie tam albo nogi odmroził, albo, siedząc w pierwszych rzędach, nabawił się przeziębienia”.

Czytając ów opis gmachu, można by dojść do wniosku, że na stanisławowskiej scenie nikt nie chciał występować, a sala świeciła pustkami. Nic bardziej mylnego. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, ruch kulturalny w Stanisławowie znów odżył. Sferą muzyczną zajmowali się „moniuszkowcy”, a teatralną „fredrowcy” – towarzystwo, które działało z przerwami jeszcze przed rokiem 1914. Dodajmy tylko, że dla polskiej społeczności zamieszkałej w grodzie „Rewery” były to dwa ogromnie ważne towarzystwa kulturalne. Ich stosunki po wojnie układały się dosyć dobrze, aż do października 1927 roku, kiedy to Zarząd Towarzystwa teatralnego z powodu zbyt wysokich kosztów opłat, zrezygnował z wynajmu sali na Bielowskiego i występy „fredrowców” przeniesiono do budynku Sokoła ukraińskiego, co – według Ewy Nawrockiej – uderzało w prestiż polskiej sceny.

Fronton nowego gmachu teatralnego według projektu inż. Stanisława Treli
(fot. Kurier Stanisławowski, 1929 nr 481 z 6.X.1929)

Mimo to, potrafiono zadbać o interes narodowy, jakim była stanisławowska strażnica słowa polskiego. Skłócone dotychczas towarzystwa wyszły bowiem z inicjatywą, przy aprobacie wojewody stanisławowskiego Aleksandra Morawskiego, zawiązania Komitetu odbudowy gmachu, który utworzono już 6 marca 1928 roku.

Musimy jednak zaznaczyć, że pomysł odmładzania starych murów nie dla wszystkich wydawał się tak samo oczywisty. „Boję się doprawdy, by operacja ta – pisze jeszcze raz Dr. M. M. – nie miała tego samego wyniku, jak wszystkie dotychczasowe operacje odmłodzenia… Byśmy się i tu przy przebudowie obecnej budy teatralnej nie doczekali czegoś podobnego. Ciężki włoży się tu majątek, szmat czasu upłynie, miasto przez parę lat będzie bez sali teatralnej, aż całkiem odwyknie od spektaklów, aż tu, pewnego dnia otworzą się gościnnie wrota ciężkim mozołem i kosztem odnowionego teatru, wejdziemy do wnętrza, by podziwiać odmłodzenie tegoż, a doznamy – boję się – wszelkich rozkoszy uścisku starej, skostniałej, pudrem i szminką obmalowanej panny”. Za to lepszym rozwiązaniem miała być budowa nowego gmachu „ot tak np. na placu Piłsudskiego”. Nikt na szczęście tego pomysłu nie brał poważnie pod uwagę. Przede wszystkim zważywszy na fakt słabej kondycji finansowej.

Po długich naradach i dyskusjach przystąpiono wreszcie, w wakacje 1928 roku, do gruntownej przebudowy gmachu. Od strony organizacyjnej nad przedsięwzięciem czuwało wielu specjalistów. A to głównie dzięki rozwadze wspomnianych dwóch towarzystw, które postanowiły połączyć się w jedno, nadając mu nazwę: Teatr im. Moniuszki – Towarzystwo Muzyczno-Dramatyczne w Stanisławowie. Od strony technicznej czuwał zaś architekt miejski inż. Stanisław Trela. Postać niezwykle zasłużona dla miasta. To właśnie jemu Stanisławów zawdzięcza wiele nowoczesnych budowli, czego najlepszym dowodem jest przykuwający wzrok ratusz miejski.

Projekty Treli z powodu braku pieniędzy w kasie magistratu często nie mogły być ukończone zgodnie z ich pierwotnym założeniem. Podobnie było również z gmachem teatralnym. Dlatego zadbano w pierwszej kolejności o jego wnętrze, mając „na oku dwa cele, – racjonalne wykorzystanie miejsca w całym budynku oraz nadanie sali teatralnej odpowiedniego wyglądu”. Roboty inwestycyjne, trwające około roku, ograniczyły się do wielu istotnych zmian, między innymi: wprowadzono nowoczesną wentylację, centralne ogrzewanie i instalację elektryczną. Oprócz tego rozbudowano pomieszczenia, w których znajdowała się kasa, bufet, palarnia, garderoba dla publiczności itd. Widownia utrzymana została w jasnym kolorze, a zużyte krzesła zastąpiono nowymi. „Mimo złego połączenia zapleczy sceny z kabiną elektryków teatr w Stanisławowie – zdaniem Ewy Nawrockiej – należał do najładniejszych i najnowocześniejszych teatrów w Polsce w owym czasie”.

Uroczyste otwarcie stanisławowskiej świątyni sztuki odbyło się, przy zaszczytnej obecności Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego Sławomira Czerwińskiego, w dniu 6 października 1929 roku. Poprzedzone zaś zostało nabożeństwem i poświęceniem odmłodzonego obiektu przez proboszcza miejscowej parafii ormiańskiej ks. Franciszka Komusiewicza.

Uroczystość, podobnie jak 38 lat temu zakończenie budowy gmachu, była niezwykle istotnym wydarzeniem. „Społeczeństwo stanisławowskie dokonało naprawdę wielkiego dzieła – świadczy ono dobrze o zrozumieniu przez to społeczeństwo ważności kultury i sztuki dla Państwa i Narodu, a dla rozwoju kresów w szczególności” – powiedział ówczesny wojewoda stanisławowski Bronisław Nakoniecznikow-Klukowski. Z kolei burmistrz Wacław Chowaniec podkreślił, że „wtedy, tak jak dziś, wszyscy, bez względu na narodowość, wyznanie czy też przekonania polityczne zjednoczyli serca swoje w potędze żywego słowa, pieśni i sztuki”. Wszak możliwość wystawiania spektakli w gmachu teatralnym mieli nie tylko Polacy, ale także Żydzi i Ukraińcy, zamieszkujący Stanisławów. Jednak to polska sztuka zadomowiła się tu na stałe. Podczas uroczystości otwarcia przebudowanego gmachu aktorzy z Teatru im. Moniuszki odegrali nieśmiertelną komedię Aleksandra Fredry „Damy i Huzary”.

Przeszło trzy lata później zajęto się odnowieniem fasady budynku, która sprawiała „bardzo przykre i przygnębiające wrażenie”. Zbyt wielkie koszty nie pozwoliły na realizację projektu frontonu według Stanisława Treli, z sześcioma klasycznymi kolumnami i ozdobnym wejściem. Architektura została pozbawiona historycznych dekoracji, ale przybrała za to prostą, kubistyczną formę. We wrześniu 1932 roku, kiedy trwały jeszcze ostatnie prace nad frontonem, prasa donosiła: „z radością stwierdzić musimy fakt, że mamy nareszcie w Stanisławowie gmach teatralny, licujący z godnością miasta wojewódzkiego”.

Minęło już ponad 80 lat, a wygląd gmachu od tego czasu prawie się nie zmienił. Z wyjątkiem jednego: umieszczony niegdyś na frontonie napis „Teatr im. Moniuszki” nie przetrwał II wojny światowej i został zdemontowany. Podobnie zresztą jak inne polskie napisy w Stanisławowie, którego przecież też już nie ma, jego nazwę zamieniono bowiem na Iwano-Frankiwsk. Gmach zaś obecnie zajmuje filharmonia obwodowa, jest on miejscem występów ukraińskich artystów. Nie znaczy to jednak, że brak w nim akcentów polskich. Już od kilku lat, podczas trwania Przeglądu Najnowszych Filmów Polskich mieszkający Polacy w Iwano-Frankiwsku i nie tylko wypełniają po brzegi salę filharmonii, by wysłuchać niezapomnianych melodii filmowych na koncercie organizowanym z okazji Dnia Niepodległości.

Tekst: Jarosław Krasnodębski

Partnerzy

Współpraca

Partnerzy medialni


Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów

Up