Pocztówka z wizerunkiem Matki Boskiej Łaskawej ze Stanisławowa (ze zbiorów autora)

Dziewiętnastowieczny Stanisławów był zamieszkiwany przede wszystkim przez Polaków, Żydów i Ukraińców. Na tle tego wielonarodowościowego miasta wyróżniała się niewielka liczba Ormian, która mimo polonizacji, zachowała swój dawny obrządek. Wybitną postacią w tamtym czasie był Izaak Mikołaj Isakowicz, który zanim zasiadł na ormiańską stolicę arcybiskupią we Lwowie, pełnił przez szereg lat funkcję wikarego, a później proboszcza parafii ormiańskiej w Stanisławowie.

Urodził się w 1824 roku, w małej miejscowości Łysiec na Pokuciu, położonej zaledwie dziewięć kilometrów od Stanisławowa. Rodzicami przyszłego arcybiskupa byli Samuel i Rypsyma Słowacka, bliska krewna wybitnego poety polskiego Juliusza Słowackiego. W Łyścu mieszkała liczna społeczność ormiańska, znajdował się również kościół ormiański, otwarty na potrzeby wiernych obrządku łacińskiego. W jego ołtarzu głównym umieszczony był słynący cudami obraz Matki Boskiej Łysieckiej, który ściągał rzesze pielgrzymów z okolicy.

W rodzinnej miejscowości nasz bohater uczęszczał do szkoły ludowej, następnie zaś wstąpił do gimnazjum w Stanisławowie, szkoły o długich tradycjach, sięgających jeszcze czasów założyciela miasta Jędrzeja Potockiego. Ukończyło ją nawet kilku duchownych ormiańskich, spośród nich arcybiskup Samuel Cyryl Stefanowicz (1755-1858) i Grzegorz Józef Romaszkan (1809-1881).

Do tego grona osób dołączył wkrótce Izaak, który uzyskawszy z najlepszymi wynikami świadectwo ukończenia gimnazjum wstąpił do seminarium duchownego we Lwowie. Po czterech latach studiów, w 1848 roku został wyświęcony na kapłana w katedrze ormiańskiej.

Ksiądz Izaak Mikołaj Isakowicz, około 1880 roku (Kłosy 1882)

Wikary (1849–1863)

Pierwszą mszę św. odprawił w Łyścu, następnie przez kilka miesięcy był wikarym w Tyśmienicy, by na początku 1849 roku znaleźć się w Stanisławowie, mieście dobrze mu znanym, choćby z okresu gimnazjalnego. Zapewne posiadał również sporo informacji o miejscowej parafii ormiańskiej, liczącej wówczas około 300 dusz. Świątynia położona przy rynku, blisko ratusza, była jak podkreślano „pięknym pomnikiem włoskiego baroku”. A we wnętrzu znajdował się jej najdroższy skarb, obraz Matki Boskiej Łaskawej, który w roku 1742 zapłakał, prawdziwymi łzami, występującymi „jakby kropelki rosy”. Wizerunek Maryi został otoczony głęboką czcią, do Stanisławowa zaczęły przybywać pielgrzymki wiernych trzech obrządków, a dokonujące się cuda zapisywano w specjalnej księdze.

Młody wikary szybko znalazł uznanie wśród parafian, przede wszystkim jako wymowny kaznodzieja. Na odprawianych przez niego nabożeństwach pojawiały się rzesze wiernych, wśród których nie brakowało też wyznawców innych obrządków katolickich. „Gdy nadszedł wielki post – wspominał publicysta i poeta Józef Rogosz (1844-1896) – cały Stanisławów spieszył popołudniu do kościoła ormiańskiego, aby słuchać nauk ks. Isakowicza. Choć nas studentów nikt do tego nie zachęcał, biegliśmy i my do kościoła, gdzie bywały takie tłumy, żeśmy się docisnąć nie mogli”. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, spokrewniony z naszym bohaterem, na kartach jego biografii, pisał, że niekiedy „wierni z wielkim niezadowoleniem patrzyli, gdy na ambonę wychodził ks. proboszcz [Filip] Haywas [(1802-1865)], a nie ks. Isakowicz”. Między duchownymi dochodziło nawet do nieporozumień, ale „na szczęście – pisze dalej autor – konflikty te łagodzone były z wielkim taktem przez samego wikarego”.

Popularność kaznodziei była na tyle duża, że zapraszano go na różne uroczystości w okolicznych parafiach. Poza tym, wikary wygłaszał mowy na pogrzebach miejscowej inteligencji i duchownych. Za najsłynniejszą z tego okresu uchodzi wygłoszona nad trumną arcybiskupa ormiańskiego Samuela Cyryla Stefanowicza z 1858 roku, który był opiekunem duchowym ks. Isakowicza i pomimo widocznej różnicy wiekowej przyjaźnił się z nim.

Z dużym zaangażowaniem wikary włączył się również w restaurację kościoła ormiańskiego. Mimo gruntowniej jego odnowy, przeprowadzonej w drugiej połowie lat 20. XIX wieku, świątynia wymagała przeprowadzenia remontu. Ksiądz proboszcz Haywas, z uwagi na wiek i pogarszający się stan zdrowia, powierzył jego nadzór wikaremu. Z pomocą przyszedł żyjący wówczas arcybiskup Stefanowicz, który zaopatrzył go w stosowny list do Ormian, prosząc ich o pomoc finansową w tym dziele. Wikary „jeździł przez wiele miesięcy – jak zanotował ks. Isakowicz-Zaleski – zwykłym chłopskim wozem od miasta do miasta, od dworu do dworu. Wszędzie, gdzie zjeżdżał, spotykał się z dużą życzliwością i zrozumieniem dla sprawy”. I tak dzięki ofiarności Ormian galicyjskich udało się w roku 1856 i 1857 przeprowadzić szereg prac remontowych, między innymi wykonano nowe pokrycie dachowe świątyni.

Centrum Stanisławowa po pożarze w 1868 roku (z prawej strony widok kościoła ormiańskiego)
(Wirtualne Archiwum Polskich Ormian)

Proboszcz (1865-1882)

Po czternastu latach posługi ks. Isakowicz opuścił bliskie jego sercu miasto i udał się na pierwszą samodzielną placówkę do odległej Suczawy na Bukowinie, gdzie został kapelanem. Niedługo sprawował on jednak tę funkcję. W 1865 roku, gdy zmarł proboszcz stanisławowski ks. Haywas, na jego stanowisko wybrano, ku radości parafian, byłego wikarego. Pierwsze lata probostwa Izaaka Isakowicza zastały go w trudnym dla parafii okresie. Pamiętnego dnia 28 września 1868 roku na ulicy Lipowej wybuchł pożar i w bardzo szybkim czasie ogień objął centrum miasta. Kościół ormiański stanął w płomieniach, a odnowiony przed laty dach „zamienił go w kupę gruzów”. Jak dowiadujemy się „ocalały właściwie tylko mury, sklepienia bowiem były bardzo osłabione”. Zniszczeniu uległy ołtarze, odrzwia, ucierpiały także cenne freski, za to przetrwały liczne rzeźby.

Proboszcz stanął przed niełatwym zadaniem odbudowy świątyni. Nie udało mu się niestety zebrać potrzebnych funduszy na przywrócenie jej do stanu przed pożarem. Dzięki energicznemu działaniu, w ciągu dwóch lat, zaprowadzono jednak szereg zmian i odbudowano kościół w nowej szacie. W efekcie czego wykonane prace niekiedy mocno odbiegały od dawnego wyglądu, między innymi zniżono o jedno piętro wysokość wież, a barokowe hełmy zastąpiono dzwonowymi kopułami. Nie udało się także przywrócić dawnej świetności fresków. Zdawano sobie jednak sprawę z trudnej sytuacji finansowej parafii i doceniano ten nie lada wysiłek włożony przez proboszcza.

Kościół ormiański w Stanisławowie (źródło: Biblioteka Narodowa w Warszawie)

Wielką odwagą podczas pożaru wykazali się wierni, którzy narażając swoje życie wynieśli cudowny obraz Matki Boskiej Łaskawej. Uratowany wizerunek otaczany był niesłabnącym kultem, do czego przyczynił się sam ks. Izaak Isakowicz, uważany za wielkiego czciciela Łaskawej Panny. Na potrzeby wiernych, uciekających się pod jej opiekę, odpowiedział papież Pius IX. W 1870 roku rozszerzył obchodzony dotychczas odpust rocznicy wprowadzenia obrazu do kościoła z jednego do trzech dni. Podczas odbywającego się nabożeństwa 40-godzinnego pielgrzymi zaś mogli uzyskać odpust zupełny.

W okresie probostwa ks. Isakowicza wciąż towarzyszyła mu sława pierwszorzędnego kaznodziei. Do kościoła ormiańskiego, który wszak miał niedużą liczbę parafian, podobnie jak dawniej, garnęły się tłumy wiernych innych obrządków katolickich. Proboszcz nie zaniechał również wygłaszania mów pogrzebowych, ostatnia głośna z tego okresu, miała miejsce nad trumną jego poprzednika arcybiskupa Grzegorza Józefa Romaszkana w 1881 roku. Część z nich została ogłoszona drukiem, podobnie jak jego działalność pisarska, znana jeszcze z czasów, gdy był wikarym.

Aktywność proboszcza przekładała się również na jego udział w życiu społecznym. W przeciwieństwie do poprzedniego okresu, teraz okoliczności ku temu były sprzyjające. Galicja uzyskała bowiem w 1867 roku autonomię, która dawała większe prawa obywatelom. Od tego właśnie roku ks. Isakowicz pełnił funkcję członka rady miejskiej i przewodniczącego wydziału, nowoutworzonej Kasy Oszczędności.

Nieocenione są jego zasługi w pomoc najuboższym, do których pałał ogromną miłością. Z inicjatywy ks. Isakowicza w 1868 roku powstało towarzystwo opiekujące się opuszczonymi chłopcami w specjalnie przeznaczonym dla nich zakładzie. Idea ta zyskała powszechną aprobatę wśród elity stanisławowskiej, a co ważne w osobie burmistrza Ignacego Kamińskiego (1819-1902). Postanowiono wspólnie, że ochronka będzie przeznaczona dla chłopców o narodowości polskiej do czasu ukończenia osiemnastego roku życia. W utrzymanie jej zaangażowało się wiele instytucji i obywateli miasta Stanisławowa. To właśnie dzięki swym darczyńcom ochronka nie przestała istnieć, nawet po śmierci jej inicjatora.

Pamięć o ks. arcybiskupie Izaaku Isakowiczu

Po przeszło trzydziestu latach wytężonej pracy ksiądz Isakowicz wyjechał ze Stanisławowa. W 1882 roku zasiadł na ormiańskiej stolicy arcybiskupiej we Lwowie. Za każdym razem, gdy odwiedzał ukochane miasto, jakim był dla niego Stanisławów, mieszkańcy ze wzruszeniem i wdzięcznością witali swojego dawnego proboszcza. Reprezentanci różnych wyznań i narodowości darzyli go powszechną sympatią i szacunkiem. „Wielcy czy maluczcy, demokraci czy arystokraci, Polacy, Rusini, Żydzi, mieli w nazwisku i osobie ks. arcybiskupa Isakowicza, jakiś talizman łączności i spójni” – pisano na łamach „Kuriera Stanisławowskiego”.

Szczególnym miejscem dla arcybiskupa pozostała ochronka, którą wspierał finansowo do ostatnich lat życia. Poświęcił kilkakrotnie na ten cel część własnych pieniędzy otrzymanych z darów honorowych, jakie składali mu mieszkańcy Galicji. Zarząd ochronki, w uznaniu jego zasług, nadał w 1900 roku imię zakładowi: ks. arcybiskupa Izaaka Isakowicza.

Wyrazy wdzięczności niezrównanemu kapłanowi okazały również władze Stanisławowa i to dwukrotnie. Najpierw jego imieniem nazwano jedną z niewielkich ulic, oddalonych od centrum miasta (obecnie ulica Sabata). Następnie przyznano mu zaszczytny tytuł honorowego obywatela Stanisławowa w 1898 roku.

W tym samym roku przypadł również jubileusz 50-letniej działalności kapłańskiej arcybiskupa. Z tej okazji w kierunku czcigodnego kapłana wysłano moc życzeń, nie zapomnieli o nim również stanisławowianie. Osobny telegram wysłał były burmistrz tego miasta Ignacy Kamiński, który trafnie oddał cechy Izaaka Isakowicza. „Złote serce, złotousta wymowa, patriotyzm Skargi, cnoty kapłańskie św. Franciszka z Asyżu opromieniają dziś Złoty Jubileusz Twojego Kapłaństwa! Stary druh, którego drogi życia od pół wieku zbiegły się z Twoimi, zasyła błagalne modły: Ad multos annos! Do możliwie najdłuższego kresu życia, Ignacy Kamiński”.

Niestety kilka lat później po tym szczególnym wydarzeniu arcybiskup zmarł w 1901 roku. Miasto, w którym spędził najdłuższy okres swojego życia kapłańskiego, okryło się żałobą. Z ratusza, rady powiatowej, Sokoła i innych budynków wywieszono chorągwie żałobne. W dowód pamięci po zmarłym na pogrzeb do Lwowa wysłano specjalną deputacje. Postanowiono także utworzyć dwa miejsca w zakładzie kalek i starców. A za spokój jego duszy urządzono uroczyste nabożeństwo żałobne w kościele ormiańskim i w Wielkiej Synagodze. Zapamiętano go jako troskliwego ojca o swoje dzieci. W nekrologu umieszczonym w „Kurierze Stanisławowskim” napisano na koniec: „Osierocił cały kraj. U trumny jego jęknęła z bólu dusza całego narodu polskiego”.

***

Opracowano na podstawie wielu publikacji historycznych, przede wszystkim zaś książki ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, Arcybiskup ormiański Izaak Mikołaj Isakowicz „Złotousty”. Duszpasterz, społecznik i patriota 1824-1901, Kraków 2001. Szereg informacji zaczerpnięto również z prasy wydawanej w Stanisławowie z okresu autonomii galicyjskiej.

Tekst: Jarosław Krasnodębski

Partnerzy

Współpraca

Partnerzy medialni


Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów

Up