Czy może słodkie być gorzkim? Palącym aż do bólu. Fizycznego? Nie, emocjonalnego.

Trupa teatralna z Zielonej Góry udowodniła, że może.

W ramach festiwalu Porto Franko w Iwano-Frankiwsku (d. Stanisławowie) zostało zaprezentowane przedstawienie „Słodka” na podstawie powieści Marii Matios „Słodka Darusia”.

Nie nazywają siebie teatrem. Mówią, że na co dzień pracują w innym zawodzie, a przedstawienia pokazują przy Zielonogórskim Ośrodku Kultury. Teatr to dla nich hobby. Pasja.

Ale ci, którzy odwiedzili przedstawienie „Słodka”, prawdopodobnie nie zgodzą się, że teatr jest dla nich tylko pasją.

Ciemna sala po woli się oświetla. Darusię wyrywa jasność z czarnego pustkowia. Zrywa się z miejsca i biegnie po ziemi do widzów. Zwykła czarna ziemia. Żadnych efektów specjalnych. Przywieźli ją ze sobą. Zawsze przywożą kilkadziesiąt kilogramów gruntu i rozrzucają ją na scenie. To jedyna dekorajca. Aktor, światło, ziemia. I dwie tęskliwe melodie, jedna z nich – łemkowska pieśń ludowa „Oj, wersze mij, wersze”.

Wróćmy do ziemi. Jest nie tylko elementem scenografii – wydaje się, że jest też bohaterem. Niema, jak sama Darusia. Słodka. Ale nie, nie niema. Mówi. Swoim zapachem.

- Dlaczego ziemia? W tej książce jest sporo ziemi. Podczas spektaklu ta ziemia ma pachnąć i to też ma działać na widzów. Aktor powinien żyć z tą ziemią, ma ją czuć. Widz też ma się przejąć, wejść w to poprzez zapach tej ziemi, musi odczuwać to, co aktor. Nasze spektakle charakteryzują się bardzo ograniczoną scenografią, bardzo skromną. Przede wszystkim działamy na emocjach aktora. Scenografią jest ziemia. 100 litrów ziemi, którą zazwyczaj wozimy ze sobą. Tym razem znalazłyśmy ziemię w Stanisławowie. Część ziemi jest brana z poprzedniego spektaklu, a część świeża i przez to wychodzi nam dobra faktura do pracy, bo tak wychodzi, że te wcześniejsze spektakle połączone są z nowym. I będzie fajnie, że ta ziemia też będzie z Ukrainy, jak książka, z Ukrainy, – mówi reżyser Małgorzata Paszkier-Wojcieszonek.

„Słodka” w wykonaniu teatru z Zielonej Góry jest monodramem. Monodram, jak mówią aktorzy, jest chyba jedną z trudniejszych form spektaklu, bo na barkach jednego aktora jest wszystko. Nie może sobie pomóc drugim aktorem na scenie, musi trzymać w napięciu cały czas, musi pokazać historię od początku do końca sam, musi z tymi emocjami, które ma na scenie, zmagać się sam, i musi w taki sposób być na scenie osobowością, żeby zaczarować publiczność, żeby ta publiczność do końca wytrwała i patrzyła na tego aktora, słuchała go, musi mieć charyzmę, za którą pójdzie widz. To jest trudne. Do monodramu trzeba dojrzeć, to musi być aktor, który odczuwa.

Kiedy Pani Małgorzata Paszkier-Wojcieszonek przeczytała książkę Marii Matios „Słodka Darusia” w tłumaczeniu Pani Anny Korzeniowskiej-Bigun, długo się nie zastanawiała nad tym, kto zagra Darusię. Pracowała od lat w teatrze z aktorką Martą Pohrebny, więc oddała Darusię w jej ręce.

- Nie wyobrażam sobie, że mogłabym pracować nad historią, która by się podobała tylko Małgorzacie, a nie mnie. Musiałam tak samo zachwycić się książką, jak ona. Najdłuższa praca, którą wykonujemy, to jest praca nad scenariuszem, czyli nad adaptacją powieści, zadajemy sobie mnóstwo pytań, często dzwonimy do siebie w nocy. Później zaczyna się już praca nad spektaklem konkretnie, gdy już wiemy, kim jesteśmy, do kogo mówimy, co chcemy przekazać, co jest dla nas najważniejsze w tym spektaklu, i szukamy środków, żeby widz odczytał ją tak samo, jak my, – mówi aktorka Pani Marta Pohrebny. - Staraliśmy się opowiedzieć jej życie bardzo skrótowo. Wyznaczyliśmy najważniejsze momenty, nad którymi najbardziej się skupiliśmy. Ta historia przygnębiała mnie od samego początku. Spojrzeliśmy na tą historię z punktu widzenia kobiety. Chcieliśmy pokazać konfrontację między nią i wioską, innymi, dlaczego oni ją tak spostrzegają, jak ona spostrzega ich, to dla nas też było bardzo ważne, oprócz tych momentów wiadomo takich najbardziej wzruszających, ale dla nas było ważne to, jaka ona jest.

Aktorzy nie uciekli również od terenu, od miejsca, od okresu historycznego, w którym ta cała historia się odbywa. Chcieli, żeby każdy mógł odnaleźć w sobie, w osobach, które zna, w swoich wspomnieniach, w historiach swoich rodzin, takie historie.

A dzieje się wszystko w czasach terroru radzieckiego. Darusia jako dziecko zdradza, naiwnie informację o swoich rodzicach. NKWD-zista wyciąga z Darusi niezbędną informację, darując dziecku słodki lizak. Potem zabija jej ojca, a matka popełnia samobójstwo. Obejmując nogi martwej matki, Darusia krzyczy „Mamo!!!” i traci głos. Jej usta się zamykają. A ludzie nazywają ją głupią. Słodką.

- To przede wszystkim piękna zachwycająca historia. Zachwyca też język, którym została napisana. Byłam ciekawa, jak się skończy. Jak potoczy się historia Darusi. W tej historii Darusi tyle wątków, że tak naprawdę z tej książki można byłoby zrobić kilka spektakli, kilka monodramów, – powiedziała Pani Małgorzata Paszkier-Wojcieszonek.

- Słodka Darusia była już konsekwencją wcześniejszych wydarzeń. Znalazłam książkę autorstwa Marii Matios „Nacja” w Czerniowcach. Pamiętam, że jechałam w drodze do pracy, doszłam do miejsca, w którym stara Hucułka reżyseruje swój własny pogrzeb. Stwierdziłam, że to jest tak genialny tekst, że muszę go przetłumaczyć. Później tłumaczyłam „Darusię”. Po wakacjach ma się ukazać trzecia książka Matios. Książka napisana pięknym językiem, urozmaiconym dialektami. Ale zrozumieć ich, a tym bardziej przetłumaczyć i znaleźć odpowiedniki było bardzo ciężko. Pisałam do Marii Matios pytania, a ona mi bardzo szczegółowo tłumaczyła. Konsultowałam się z Tatrzańskim Muzeum Górali, – powiedziała tłumaczka, Pani Anna Korzeniowska-Bigun.

Książka „Słodka Darusia” weszła do finału Angelus-2010 spośród 5 innych książek z 54 pozycji. Najbardziej stresujący spektakl dla aktorów był ten, na który przyjechała autorka Darusi, Pani Maria Matios. Ona bardzo wysoko ocenia dzieło, jakim jest monodram „Słodka”.

- Interpretacja postaci Darusi przez Martę Pohrebny jest idealna. Reżyserka i aktorka „kręcą” cały wszechświat dookoła dramatu człowieka, osoby, bo w literaturze i w teatrze to są najważniejsze elementy. Ważne jest to, co dzieje się z człowiekiem na tle epoki. W monodramie dla mnie najważniejszym jest wcielenie się w postać bohaterki, co szczególnie dobrze pokazuje Marta. Kiedy byłam w Polsce na przedstawieniu, na sali spośród 200 widzów nie było żadnego Ukraińca. A warto było zobaczyć, jak ludzie odbierają spektakl. I widzieć kolejkę za polską książką „Słodka Darusia”. Otóż, widzowi wystarczyło ludzkiego dramatu w takiej – monologicznej – interpretacji. Uważam, że im więcej inscenizacji interpretacji utworów, tym utwór staje się bogatszy, czasami nawet ja, jako autor łowię siebie na myśli, że aktor zauważył i przeczytał to, czemu, nie nadawałam znaczenia. Jestem szczęśliwa, że polska teatralna Darusia uzyskuje nowe nagrody w Polsce. Oznacza to, że to jest aktualne dla polskiego widza, a dla mnie, bez wątpienia miłe, – powiedziała Pani Maria Matios.

Tekst: Włodzimierz Harmatiuk

 

Zdjęcia: Włodzimierz Harmatiuk 

Partnerzy

Współpraca

Partnerzy medialni


Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów

Up