Fot. jagiellonia.org

„Poszukiwanie zupełnie nowych polityków w sferze kultury przypomina nieco wydarzenia z Polski, bo przecież i my mamy podobne doświadczenia. Myślę, że na Ukrainie możemy się spodziewać pojawienia na scenie politycznej kolejnych, nieznanych dotąd postaci” – z dr Piotrem Kościńskim, ekspertem ds. międzynarodowych, wykładowcą Akademii Finansów i Biznesu Vistula rozmawiał Dominik Szczęsny-Kostanecki.


„Rozmawiamy w momencie, w którym cały świat zmaga się z pandemią koronawirusa. Wydaje się jednak, że Ukraina ma w tym momencie problem poważniejszy. Rosjanie mobilizują siły lądowe, powietrzne a także flotę – wszystko u granic naszego południowo-wschodniego sąsiada. Czy mamy do czynienia z przygotowaniami do wojny, czy jedynie z pokazem siły?” – Dominik Szczęsny-Kostanecki, dziennikarz, publicysta.

„Z pewnością jest to pokaz siły. Władimir Putin z jednej strony chce pokazać swoim rodakom, że nie zostawi Rosjan w Donbasie, że z Ukrainą będzie rozmawiać z pozycji mocniejszego. Z drugiej strony pragnie udowodnić Zachodowi, a zwłaszcza Amerykanom, że w ewentualnej konfrontacji z Ukrainą to on jest górą; że Zachód musi się z nim liczyć. Putin raczej nie jest strategiem, ale ma przygotowane plany na każdą ewentualność – więc jeśli okaże się, że wojna może być dla niego korzystna, to zaatakuje.” – Piotr Kościński, polski dziennikarz, politolog, analityk, działacz społeczny.


Dominik Szczęsny-Kostanecki:

Czy byłaby to operacja w Donbasie, zmierzająca do całkowitego opanowania obszaru rosyjskojęzycznego, który Putin uważa za znajdujący się pod tymczasowa kontrolą „faszystów w Kijowie”? Czy raczej chodzi o to, by, jak sugeruje jeden z amerykańskich dowódców odciąć Ukrainę od Morza Czarnego, spektakularnie zajmując na przykład „perłę” tegoż akwenu – Odessę? Skądinąd wiemy, że wśród okrętów przerzuconych przez Moskwę na Morze Czarne znajdują się amfibie, czyli, mówiąc prostym językiem – łodzie desantowe.

Piotr Kościński:

Niewykluczone, że Putin chciałby przyłączenia do Rosji tej części Donbasu, która obecnie znajduje się pod rosyjską kontrolą, dwóch samozwańczych republik – Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej. Jeśli zdecydowałby się pójść dalej, to być może zająłby przesmyk łączący Krym z lądem, co pozwoliłoby na wznowienie dostaw wody na półwysep. Czy jednak zechciałby doprowadzić do wojny na dużą skalę? To byłoby ogromnie kosztowne – i finansowo, i politycznie.

Dominik Szczęsny-Kostanecki:

No właśnie, cały czas poruszamy się w sferze domysłów. Istnieje teoria, popularna również na Ukrainie, że w istocie najważniejszym celem obecnego „prężenia muskułów” (jeśli na nim się zakończy) nie jest demonstracja wobec Amerykanów, ale ofensywa propagandowa przed zbliżającymi się – tu dwie daty są kluczowe – rocznicą 9 maja oraz wrześniowymi wyborami do Dumy. Inaczej mówiąc, Rosja obliczyła aktualne działania na użytek wewnętrzny, bardziej niż zewnętrzny. Jednocześnie, jak najbardziej, grając na nosie Amerykanom, ale raczej przy okazji.

Piotr Kościński:

To oczywiste, że Kreml chce pokazać Rosjanom, iż panuje nad sytuacją. Nie ma możliwości spektakularnych działań wewnątrz kraju, nie poprawi sytuacji gospodarczej, nie podniesie warunków życia społeczeństwa – może więc tylko wykazać się sukcesami w działaniach na arenie międzynarodowej. Dodatkowo, zagrożenie wojną sprzyja mobilizacji społeczeństwa – a przecież poparcie dla Putina, choć wciąż wysokie, jednak spadło. Dotyczy to zwłaszcza młodzieży.

Dominik Szczęsny-Kostanecki:

Z drugiej strony, jak szacuje pewien pułkownik ukraińskiego wywiadu, do 20 kwietnia Rosjanie zmobilizują ok. 110 tys. żołnierzy. W tej chwili liczba ta szacowana jest na 90 tys. Docelowo może to być nawet pół miliona, któremu Ukraina przeciwstawić może 300 tys. żołnierzy, w dużej mierze ostrzelanych i o wysokim morale. Mój wywód zmierza do pytania, jak wysoki może być w tym przypadku czynnik ryzyka, że sprawy w którymś momencie wymkną się spod kontroli, na przykład wskutek zbytniej „gorliwości” rosyjskich dowódców?

Piotr Kościński:

Ryzyko w takich przypadkach zawsze jest duże, ale też sądzę, że cała operacja odbywa się pod ścisłym nadzorem Putina. Tak było w przypadku rosyjskich działań w Syrii – starannie zaplanowanych i dobrze zrealizowanych. Owszem, tu czynnikiem zupełnie niepewnym są siły „separatystów” z Donbasu – ale jednostki wojskowe obu „republik” też znajdują się pod dowództwem oficerów rosyjskich. Myślę, że Putin postawił sobie kilka celów i będzie je realizował w zależności od rozwoju sytuacji.

Dominik Szczęsny-Kostanecki:

Jasne. Chciałbym teraz przejść od kontekstu bi- (multi-) lateralnego do ukraińskiej polityki wewnętrznej. Wołodymyr Zełenski za chwilę będzie prezydentem już dwa lata. Poparcie, które otrzymał w drugiej turze wyborów w 2019 r. (ok. 75%) należy do przeszłości, ale trudno się temu dziwić. Społeczeństwo jest zniecierpliwione i zmęczone: covidem, wojną na Wschodzie, oligarchicznym układem stosunków społeczno-politycznych… Przykłady można mnożyć. Jednocześnie według przeprowadzonego niedawno przez Ukraińską Prawdę sondażu, gdyby wybory prezydenckie odbyły się teraz, Zełenski pewnie wchodzi do drugiej tury, w której – co ważne – pokonuje wszystkich ewentualnych kontrkandydatów: znanych Polakom Poroszenkę i Tymoszenko, a także jednego z liderów partii prorosyjskiej, Jurija Bojkę. Jeśli nie dojdzie do katastrofy w wojnie z Rosją, Zełenski zostanie z nami na dłużej?

Piotr Kościński:

Wszystko zależy od jego dalszych działań. Zełenski został wybrany głosami ludzi, którzy chcieli okazać swój sprzeciw wobec działań właściwie całej ukraińskiej klasy politycznej – głosami ludzi, którzy chcieli zmiany – oczywiście, zmiany na lepsze. Niestety, okazał się słabo przygotowany i znacznie gorszy od postaci, którą kreował w serialu „Sługa ludu”. Jego partia, tworzona naprędce, składała się w znacznej mierze z osób przypadkowych. Ale wybór między Zełenskim i doskonale znanymi politykami, którzy wcześniej nie odnieśli żadnych, spektakularnych sukcesów, jest trudny. Może pojawi się ktoś nowy?...

Dominik Szczęsny-Kostanecki:

Czy ktoś taki majaczy już na horyzoncie?

Piotr Kościński:

Na razie chyba nie. Choć się pojawiają – dla niektórych nadzieją był Swiatosław Wakarczuk, wokalista zespołu Okean Elzy, ale nie odniósł sukcesu. Poszukiwanie zupełnie nowych polityków w sferze kultury przypomina nieco wydarzenia z Polski, bo przecież i my mamy podobne doświadczenia. Myślę, że na Ukrainie możemy się spodziewać pojawienia na scenie politycznej kolejnych, nieznanych dotąd postaci.

Dominik Szczęsny-Kostanecki:

Wakarczuk wydawał się „produktem marketingowym” – paskudny termin – zbliżonym do Zełenskiego w tym sensie, że nie był wcześniej zawodowym politykiem, tylko showmanem, choć o nieco innej specjalizacji. Lider Okeanu Elzy chyba jednak rozczarował wielu, rezygnując z mandatu w Werchownej Radzie. Co to bowiem za lider, o którym można powiedzieć, że zdezerterował?

Piotr Kościński:

Ja go podaję jako przykład. Nie chodzi bezpośrednio o niego; na Ukrainie widać usilne poszukiwania człowieka będącego autorytetem, na przykład w sferze kultury, który mógłby wejść do polityki i zaproponować coś nowego, lepszego – a nie trwające od lat przepychanki między tymi samymi ludźmi.

Dominik Szczęsny-Kostanecki:

Zawsze bawiło mnie porównywanie Zełenskiego do Reagana. Pierwszy nie liznął nawet polityki przed rokiem 2019, gdy tymczasem amerykański przywódca przez kilka lat piastował urząd gubernatora Kalifornii. Bliższe już wydaje mi się porównanie z Hołownią. Widać kilka podobieństw: w obu przypadkach chodzi o osobowość medialną, człowieka względnie młodego, pozostającego poza dotychczasowymi strukturami partyjnymi, obiecującego wyjście z zaklętego kręgu dotychczasowej polityki, przekonującego, znakomicie poruszającego się w mediach społecznościowych. Czy mamy już do czynienia ze zjawiskiem „otwarcia zawodu polityka”, po obu stronach Bugu i czy, zważywszy spektakularny sukces Trumpa oraz (jak na razie) jego szybkie zniknięcie, można tutaj snuć scenariusze rozwoju życia politycznego w naszej części świata? Innymi słowy, czy owa, nieco perwersyjna nadzieja szukania polityków poza nią samą nie skończy równie nagle, co się zaczęła?

Piotr Kościński:

Zełenski to połączenie Rewińskiego, Kukiza i Hołowni… Do Reagana mu bardzo daleko. Odgrywał w serialu rolę niesłychanie sympatycznego nauczyciela, który niespodziewanie został prezydentem. Sam chciałbym mieć takich polityków w Polsce! Jeśli struktury partyjne są zasklepione i widać ciągle te same twarze, a pozytywnych efektów ich działań brak, to trudno się dziwić, że ludzie chcieliby kogoś innego. Przy całym szacunku dla Julii Tymoszenko, ile razy można kandydować na ten sam urząd?! Na Ukrainie widać też negatywny wpływ oligarchów na politykę – w poprzednich kadencjach parlamentu można było łatwo wskazać powiązania co najmniej połowy deputowanych do parlamentu z konkretnymi oligarchami. Ukraińskie społeczeństwo ma tego dość.

Dominik Szczęsny-Kostanecki:

I trudno się temu dziwić! Na koniec chciałbym jeszcze zapytać o sytuację covidową na Ukrainie. Na chwilę obecną podawany jest tam Covishield, a więc AstraZeneca produkowana na licencji w Indiach. W kwietniu i maju mają się pojawić miliony nowych szczepionek, w tym uważana za jedną z lepszych, czyli Pfizer. Rząd planuje do końca roku uzyskać odporność zbiorową. Realne?

Piotr Kościński:

Gdy rozmawiamy [15 kwietnia – przyp. red.], na Ukrainie wykonano 404 tys. szczepień, a tylko pięć osób otrzymało dwie dawki! To dramatyczna sytuacja. I boję się, że ukraińska służba zdrowia nie zdoła nagle szczepić setki czy tysiące osób dziennie. To – poza napięciem w stosunkach z Rosją – największy dzisiaj problem Ukrainy.

Dominik Szczęsny-Kostanecki:

Jak rozumiem, trzymamy jednak kciuki, by trend się odwrócił.

Piotr Kościński:

Oczywiście – i zresztą jest to także nasz interes! Graniczymy z Ukrainą, wielu obywateli Ukrainy przyjeżdża do Polski pracować, żyje tam też wielu Polaków, którzy utrzymują stałe kontakty z Macierzą. Z naszego punktu widzenia stabilna, zamożna i zdrowa Ukraina jest po prostu pożądana!

Dominik Szczęsny-Kostanecki:

A więc czynnik emocjonalny splata się z pragmatycznym. Dziękuję za rozmowę.

Źródło: jagiellonia.org

Partnerzy

Współpraca

Partnerzy medialni


Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów

Up