Kolejka samochodów jadących w stronę Polski (Fot. Karina Sało / PAP)

24.04.2022 Iwano-Frankiwsk

13.00 – jesteśmy w komplecie: mój kolega ze studiów, chłopiec z Syrii, który przedostał się z rodziną do Niemiec – repatriant, koleżanka – nowo poznana nauczycielka języka polskiego. Kolega z bratem z Algierii nie jadą, nie mają wizy, boją się, że zostaną zawróceni na granicy lub inne straszne wizje mają, decydują się zostać. Wiem, że mogą jechać. Trzy siostry z jakiegoś kraju też nie jadą, chcą jechać razem pociągiem. Samochód jest na 5 osób. Po naradzie, na którą granicę jedziemy, ruszamy. Nie wiemy przecież gdzie lepiej. Ciągły brak informacji, tylko radio pracuje dzielnie i informacje płyną. Telefon nie łączy się z siecią. Wiemy, że Ukraina została zaatakowana i od białoruskiej strony. Czyli i polskie granice mogą nie być dostępne. Łuck przecież nie tak daleko. Myślimy, żeby jechać przez Słowację. W końcu wybieramy przejście Chyrów-Krościenko. Jedziemy. Mapy wydrukowane, w razie jakby nie było sieci. Sieć ktoś ma, na wi-fi działa. Jeszcze po drodze wyrzucamy śmieci.

Piękny dzień, pierwszy wiosenny. Słońce idealne. Ktoś miał dziś świętować, zaległe urodziny, ktoś inne wydarzenie, miało być tłusto – tłusty czwartek. I tłusto jest – od myśli, że to jakieś nieporozumienie, że nieprawda.

Jedziemy, droga prawie pusta, wszyscy dzielnie zostają zgodnie z instrukcjami w domach. Myśli, że może by jednak zostać, tam tyle samotnych starszych ludzi, może trzeba ich do schronów zaprowadzić, wodę przynieść. Przydać się po coś, potem refleksja, że chyba się będzie większą zawadą na tym etapie i więcej można zrobić z Polski.

Jedziemy. Nie wiem gdzie, jemy posiłek i dalej. Droga piękna, jakby wojny nie było, to byłby cudny dzień. Nasz kolega z Syrii jest zbawieniem, ma doświadczenie, mniej się boi. Uciekał już od bomb, od wojny wiele razy, na różne sposoby.

Tłumy osób przed ukraińsko-polskim przejściem granicznym (Fot. censor.net)

Jakaś miejscowość 20 minut przed granicą. Wiemy, że musimy znaleźć toaletę, bo domyślamy się już, że trzeba będzie czekać. Tu nie ma toalet! Jakaś kobieta prowadzi nas do zapomnianej przez wszystkich toalety dworcowej, o mało higienicznych warunkach, zmuszamy się do korzystania z niej, zapach i to, co w środku nie zachęcają. Wiemy, że trzeba i jesteśmy wdzięczni przypadkowej pani, że nam pokazała ten przybytek, bo normalnie nikt by go nie znalazł. Jedziemy. Może 1-2 minuty. Pojawia się kolejka. 15 godzina. Czekamy, czekamy. Ruszamy, stoimy, czekamy. Mijają nas. Mama z dzieckiem na ręku, z plecakiem i walizką – idą – nie wiem jeszcze, czy daleko mają. Wracają, mężczyzna – młody, jeden, drugi, trzeci…, w radiu podają, że nie puszczają mężczyzn w wieku 18-60 lat, to oni, nie przeszli. Słuchamy radia, co się dzieje. Zaczyna się noc. Pierwsza noc walki. Radio daje uczucie, że masz jakąś moc, coś wiesz, wydaje ci się, że masz jakąś kontrolę nad tym chaosem. Stoimy, jedziemy. Komunikat – Białoruś puściła 4 rakiety w stronę Ukrainy, gdzie lecą, jak długo leci taka rakieta? Znowu do Frankiwska, łzy same się cisną. Płakać nie można. Stoimy, jedziemy. Mama z plecakiem i walizą, tata z plecakiem i walizą, dziecko w środku – idą. Wiadomo, tata wróci, żeby walczyć. Dwie dziewczyny z walizami. Jedziemy, jedziemy, stoimy, stoimy. Nasz Syryjczyk to nasza kuchnia – mamy wszystko kanapki, batoniki, wodę. Tylko już toaleta była dawno. Prezydent daje przemówienie. Aż chce się z nim walczyć, zostać. Jedziemy. Ileś samochodów co jakiś czas wraca. To mężczyźni, którzy odwieźli swoje żony, bliskich, kierowcy busów. Mężczyźni muszą tu zostać. Toaleta była daleko. Śpimy, jedziemy, śpimy. Gdzie toaleta. Ktoś do nas podchodzi i stwierdza, że stworzono dodatkowy pas dla kobiet, możemy nim jechać, nasz kolega ma paszport UE, więc może jechać. Jedziemy zbawiennym pasem. Jedziemy, naprawdę jedziemy. Jesteśmy teraz tymi złymi, którzy wyrwali się z długiej kolejki. Trzeba nas blokować. Wychodzę, wyjaśniam, że nie chcemy się „wbijać” na Krzysia, że mamy taką informację, że ten pas jest dla nas. Puszczają, jedziemy, znowu nas blokują. Znowu wyjaśniam. W samochodzie młody mężczyzna, z tyłu kobieta z maleńkim dzieckiem. Tak, nie dziwię mu się. Ich pewnie cofną. On jest w grupie 18-60, ona chyba nie ma prawka. Denerwują się, kto by się nie denerwował. Jedziemy „złotym pasem”, nam teraz to właściwie nie stanie w tej kolejce przeszkadza, tylko chcemy do toalety. Na mapie stacje z toaletami niby blisko. W realu wieczność. Jest stacja, jest toaleta. Szczęśliwi. Nie wiem już która godzina. Wyjeżdżamy ze stacji. Nie tak łatwo wrócić do kolejki. Awantura, że to nie nasze miejsce. Jakoś włączmy się do czekających. Wiemy, że mamy „złoty pas”, ale już nie mamy odwagi nim jechać. Stoimy, jedziemy, śpimy. Prezydent błaga o tarczę. Radio jest super. Jakie oni mają postawy. Niesamowici. Śpimy. Ktoś pipczy klaksonem. Chyba 6 rano, my dalej przy stacji. Może 10 metrów dalej. To do nas. Straż graniczna, czy na pewno? Tak na pewno. Mamy jechać „złotym pasem”. Jedziemy, jedziemy, znowu blokada, znowu wyjaśniam. Jedzie coś na sygnale. Blokada musi ustąpić. Jedziemy. Granica. Prosta, podstawowa kontrola po ukraińskiej stronie, mamy wszystkie dokumenty, ale my często gościmy w takich miejscach, więc normalne, że mamy. Inni nie muszą mieć, wystarczy dokument poświadczający tożsamość i już. Dla dziecka Akt urodzenia. Żadnych szczepień, testów, nie trzeba. Zwierzątka mogą jechać, procedury są maksymalnie uproszczone. To czas stanu wojennego. Zielonej karty tak naprawdę też nie trzeba. Można później dokupić chyba kartę graniczną – czy coś. Toalety. Panie sprzątaczki pracują, pracują, czyszczą, rozmawiają, wspierają. Są serdeczne. Mówimy o braku toalet. Może będą mogły komuś powiedzieć. Granica polska. Pani ze Służby Granicznej cierpliwie tłumaczy dziewczynom przez nami, gdzie się mogą udać, gdzie jest pomoc, gdzie się zwracać. Stara się pomóc. Jest przemiła. Dumna jestem z naszej Służby Granicznej. Koniec. Jesteśmy w Polsce. Co z tymi, którzy za nami? Wierzą, w silną Ukrainę, wiem, że się spotkamy.

Tekst: Lidia Kowalczyk
studiuje medycynę w Iwano-Frankiwsku

Partnerzy

Współpraca

Partnerzy medialni


Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów

Up