Pomoc z Polski dociera do Mikołajowa (Fot. Archiwum Stowarzyszenia Polaków w Mikołajowie)

Mikołajów to strategiczne miasto położone w południowej części Ukrainy, w którym znajduje się jeden z największych portów morskich kraju i ośrodek przemysłu stoczniowego. Miasto jest codziennie ostrzeliwane przez Rosjan. Często pociski trafiają w dzielnice mieszkaniowe. Jednak „Miasto Bohater” cały czas walczy. Nie poddają się również jego mieszkańcy, w tym miejscowi Polacy. O tym, jak sobie radzą w tym trudnym czasie, opowiedziała Anna Lisowska, członkini Stowarzyszenia Polaków w Mikołajowie. Rozmawiała z nią Danuta Stefanko, spisała Karina Wysoczańska.

Pani Anno, jak obecnie wygląda sytuacja w Mikołajowie?

Od początku wojny bardzo dużo się zmieniło w naszym mieście. Z pierwszymi wybuchami przyszedł lęk, niezrozumienie, panika. Było zamieszanie. Później nastąpiła akceptacja tej sytuacji. W tej chwili Mikołajów wygląda pozornie jak miasto pokoju. Przyszła wiosna i wszystko kwitnie. Ten pokój jest jednak złudzeniem. Cały czas jesteśmy w napięciu. Na mieście jest bardzo mało ludzi. Ciepłe słoneczne dni i puste ulice – smutny to widok.

Ale muszę powiedzieć, że wśród mieszkańców nie ma paniki, rozpaczy. Pomagamy sobie nawzajem. Na początku było bardzo źle, nie było żywności, nie było prawie nic. Co kilka dni dostarczano chleb. Teraz w sklepach wszystko jest.

Anna Lisowska ze Stowarzyszenia Polaków w Mikołajowie (Fot. Danuta Stefanko)

Od dłuższego czasu mieliśmy problem z wodą. Można było ją kupić, przywozili w dużych pojemnikach, ale windy nie działały i trzeba było się natrudzić, żeby dostarczyć ją do mieszkania. W tej chwili, jeszcze nie we wszystkich osiedlach, ale już powoli woda się pojawia. To bardzo ważne, bo robi się coraz cieplej, temperatura powietrza wzrasta.

Gorzej jest pod względem aktywności wojennej. Częstsze stały się ostrzały miasta. Trwają za dnia, i w nocy. Bardzo dużo szkody zadały ludziom w niektórych dzielnicach mieszkalnych. Mamy dwie dzielnice, na które prawie codziennie spadają amunicje kasetowe. Nie mogę zrozumieć, dlaczego oni tam strzelają. Niedawno na jednym z tych osiedli wskutek ostrzału dwie osoby zginęły. Też do zoo już kilka razy trafili. Więc te ostrzały są chaotyczne. Dlatego poruszać się po mieście jest niebezpiecznie, bo nie wiadomo, gdzie mogą trafić. Mimo tego, że godzina policyjna zaczyna o się 20.00, to już po 16.00 wszyscy starają się być w okolicach swojego domu. Jesteśmy bardzo ostrożni.

Gdy trwa alarm, wszystkie sklepy i urzędy są nieczynne i musimy gdzieś się ukryć. To bardzo utrudnia komunikację w mieście. Dlatego staramy się nie odchodzić daleko od domu. Kto ma samochód, może łatwiej się poruszać. Mimo tego, że komunikacja miejska działa, rozkład ruchu transportu jest często zmieniany. Trzeba słuchać ogłoszeń. Dla osób starszych to duży stres. I nie tylko dla starszych. Trzeba uważać, żeby w chwili ostrzału nie okazać się na ulicy. Były już takie przypadki, kiedy ludzie ginęli po prostu w kolejkach po żywność, albo na targach. Wróg jest bardzo podstępny. Zrzucają bomby tam, gdzie zbiera się najwięcej ludzi. Na przykład na szpitale. W Mikołajowie każdy szpital był już ostrzeliwany kilka razy.

Spotkanie Polaków w Mikołajowie przed wybuchem pełnoskalowej wojny na Ukrainie (Fot. Archiwum Stowarzyszenia Polaków w Mikołajowie)

Czy mieszkańcy radzą sobie, przebywając w ciągłym napięciu?

Myślę, że tak, dają sobie radę. Wczoraj czekałam na przystanku na autobus, kiedy zaczęły się wybuchy. Ludzie wiedzieli, że strzelają i trzeba szybko iść do domu, ale nie było żadnej paniki. Nikt nie narzeka, bo każdy rozumie, że jest wojna. Nasze miasto wygląda teraz jak mrowisko. Nie ma ludzi, którzy jak to zwykle było wiosną czy latem, po prostu spacerowaliby miastem. Każdy idzie w jakimś celu. Ktoś niesie wodę, ktoś dostarcza leki dla chorych, ktoś pomaga policji. Każdy ma jakieś zadanie. Podczas alarmów nie zawsze schodzę do schronu, bo mam mamę w podeszłym wieku. Ciężko jest nam za każdym razem schodzić. Ale mimo wszystko są ludzie, którzy o nas dbają, przychodzą w razie potrzeby, mówią, że jest otwarty schron, pomagają nam zejść czy przynoszą wodę.

Od początku wojny potężne walki trwają w okolicach Mikołajowa. Jaka jest teraz sytuacja w pobliskich miejscowościach?

Niektóre wioski są prawie całkowicie zburzone. Dużo osób popełniło ten błąd, bo nie wiedzieli, co mają robić i na początku wojny wyjechali na wieś do rodzin, do znajomych. Ale tam bardzo szybko zaczęły się działania wojenne i już nie było możliwości stamtąd wyjechać. Moja znajoma z małym dzieckiem wyjechała do okolic Snihuriwki (obwód mikołajowski), która już dłuższy czas jest okupowana. Kiedy weszli ruscy, zdecydowała się uciekać ze wsi, ale nie było już możliwości wyjechać transportem i ona z małym dzieckiem szła na piechotę przez pola. Tato jej był myśliwym i towarzyszył im ze strzelbą. Bronił ich od tyłu. Ruscy go jednak złapali. Później okazało się, że zakatowali go na śmierć. Takich historii jest bardzo dużo.

Podobnie Kisielówka, położona 55 kilometrów od naszego miasta (obwód mikołajowski). Jest to polska wioska i był tam kościół pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Kościół ten przeżył pierwszą wojnę światową, drugą, Związek Radziecki, ale niestety nie przetrwał tej nawały Rosjan. Był celowo ostrzelany przez rosyjski czołg, a później jeszcze spadł na niego pocisk. Kościół został zniszczony. W tej chwili można powiedzieć, że wioska również już nie istnieje. Nie wiem, jak ona się odrodzi, ale na razie są to ruiny.

Wizyta sekretarza stanu RP Adama Kwiatkowskiego w Mikołajowie przed wybuchem pełnoskalowej wojny na Ukrainie (Fot. Archiwum Stowarzyszenia Polaków w Mikołajowie)

Jak w tej trudnej sytuacji w kraju odnajdują się miejscowi Polacy?

Bardzo dużo ludzi wyjechało. Również Polaków. Założyli nawet wspólnoty w Polsce. Nasza nauczycielka Krystyna Księżopolska dużo ludzi przygarnęła do swojego rodzinnego miasta Sokołów Podlaski. Szczególnie matki z małymi dziećmi. Jest tam teraz cała wspólnota członków naszego stowarzyszenia.

Polacy, którzy zostali w Mikołajowie, nie mogą się spotykać jak dawniej. Jest to niebezpieczne. Ale jesteśmy w kontakcie telefonicznym. Ja dzwonię, do mnie bardzo dużo osób dzwoni. W święta komunikowaliśmy się przez sieci społecznościowe.

Mieszkańcy całej Ukrainy kierują serca w stronę Mikołajowa i innych zagrożonych terytoriów. Jakie mają potrzeby mieszkańcy miasta i czy dociera do was pomoc humanitarna?

Codziennie informują nas różne media, grupy w sieciach społecznościowych, gdzie można otrzymać pomoc. Gdy jest gdzieś starsza samotna osoba, której nie ma kto przynieść wody i jedzenia, to ludzie w różnych grupach umawiają się między sobą i pomagają. Są też organizowane ośrodki, dokąd można przyjść po leki i inną pomoc. Nie ma takich ludzi, którzy zostaliby sam na sam ze swoim problemem.

Siedziba władz obwodowych w Mikołajowie została zniszczona przez wojska rosyjskie (Fot. PAP)

Trwają zbiórki różnych niezbędnych rzeczy tak wśród mieszkańców Mikołajowa, jak i w innych miastach. Pomaga nam Odessa, zachodnia Ukraina, Polska oraz inne państwa. To widać, bo na początku nie mieliśmy co jeść, w sklepach w ogóle nic nie było oprócz jajek i czasami chleba. Teraz mamy zaopatrzone sklepy, mamy warzywa, owoce, mleko, mięso. Tylko że trochę to zdrożało, ale nie jest aż tak drastycznie. Są też leki. Czasem nie od razu można je kupić, ale wszystko mamy. Ostatnio Związek Polaków im. Adama Mickiewicza w Odessie, mimo tego, że tę pomoc było bardzo trudno do nas dostarczyć, przekazał dary dla najbardziej potrzebujących naszych Polaków. Były to produkty spożywcze, środki czystości, leki. Bardzo jesteśmy wdzięczni za każdą pomoc. Przetrwamy i na pewno zwyciężymy. Żaden mieszkaniec Mikołajowa nie dopuszcza myśli, że miasto może upaść. Widzimy Chersoń obok. Widzimy, jak ludzie tam cierpią, jakie to jest straszne być pod okupacją. Ludzie są tego świadomi i nie wyjeżdżają z miasta, bo wiedzą, że w tych trudnych chwilach trzeba tu być i bronić miasta. Mamy wspierać naszych obrońców. Przyzwyczailiśmy się już do wojennych realiów, że w każdej chwili może nastąpić wybuch. Jesteśmy jak jedna rodzina. Nie oddamy Mikołajowa, bo bardzo go kochamy.

Dziękuję za rozmowę i życzę, aby ta wojna jak najszybciej się zakończyła i w Mikołajowie, i na całej Ukrainie i żeby zapanował tak bardzo upragniony pokój.

Źródło: kuriergalicyjski.com

Partnerzy

Współpraca

Partnerzy medialni


Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów

Up