Fot. Danuta Stefanko

Na początku marca 2022 roku Energodar w obwodzie zaporoskim przejęli rosyjscy najeźdźcy. Zmieniło się życie mieszkańców miasta. Częściowo ludzie wyjechali, natomiast inni starają się oswoić z życiem pod okupacją. Przed pełnoskalową wojną prezes Energodarskiego Klubu Kultury Polskiej im. Henryka Sienkiewicza Ludmiła Kostuszewicz promowała polską kulturę i tradycje. Obecnie pomaga w ewakuacji mieszkańców Energodaru i pobliskich miejscowości, a także stara się o pomoc dla rodzinnego miasta. Zapraszamy do przeczytania rozmowy Danuty Stefanko z Ludmiłą Kostuszewicz.

24 dzień lutego zmienił życie każdego mieszkańca Ukrainy. Jak zmieniło się Pani życie?

O 5 rano weszłam na Facebooka i zobaczyłam, że się zaczęła wojna. Zadzwoniłam zaprzyjaźnionemu prezydentowi Krosna. Powiedziałam, że chciałabym ewakuować swój Polski Klub, ludzi z polskimi korzeniami. 20 lutego już mówiłam tym osobom, że jak zacznie się wojna, chciałabym ich ewakuować, bo dla Polaków jest niebezpieczne żyć przy Rosji, w wojnie. Wszyscy się zgodzili. 150 osób było chętnych. Jeszcze 20 lutego wysłałam listę prezydentowi Krosna i Fundacji Slow Beskid, żeby okazali nam taką pomoc, jeżeli zacznie się pełnoskalowa wojna.

Prezydent Krosna napisał mi, że trzeba jechać teraz, żeby nie czekać, ale myślałam, może nie będzie wojny, może to jakiś błąd, może coś innego będzie, ale nie tak. Nie myślałam, że rozpęta się taka wojna. 24 lutego wyjechaliśmy wszyscy jednym autokarem. Drugi autokar nie przyjechał, bo kierowca bardzo się bał. Kobiety z dziećmi siadły do samochodów i pojechały za nami. Jechaliśmy 3 dni, bo były duże kolejki. Jeszcze nie wierzyliśmy, że nasze miasto będzie okupowane.

Fot. Archiwum Energodarskiego Klubu Kultury Polskiej im. Henryka Sienkiewicza

Wszyscy nasi mężczyźni zostali na miejscu w pracy. Potem nie tylko z Energodaru, ale z Melitopola, Berdiańska, Zaporoża, prosiliśmy ludzi, i Ukraińców, i Polaków, żeby wyjeżdżali, bo to jest niebezpieczne, żeby tam żyły dzieci i to wszystko widziały. Fundacja Slow Beskid szukała w Polsce miejsce, gdzie będą mieszkać ludzie. Załatwili jedzenie, mieszkania, to było coś niesamowitego. Prezydent Krosna udzielił bardzo dużo pomocy.

Teraz mieszkam w Samborze. Tu jest Maria Ziembowicz, która przyjęła mnie pod swoje skrzydła. Pomagała mi z tymi wszystkimi uchodźcami. Kierowca, człowiek bardzo śmiały, Walentyn Sydorenko, jeździł za wszystkimi tymi ludźmi, a ja szukałam pieniążki dla tych autobusów. Fundacja Slow Beskid, Konsulat Generalny RP w Charkowie i we Lwowie, Fundacja Wolność i Demokracja, i zwykli ludzie dawali nam środki na wszystko. Jestem bardzo dumna. Polacy, jesteście niesamowitym narodem, że daliście taką pomoc ukraińskiemu narodowi.

Szczegółów nie chcę się wypytywać, ale jak wygląda ta ewakuacja? Jak udaje się wydostać z terenów objętych często działaniami zbrojnymi?

Bardzo trudno, bo szukamy im taksówki, jakieś autobusy. Bardzo ciężko wyjechać z okupacji, bo mamy tam dużo punktów kontrolnych wrogów, oni sprawdzają wszystkie samochody, żeby zobaczyć, co jest w walizkach, czy są dzieci, gdzie jadą, i wszyscy mówią: „U nas jest dobrze, jest szczęście. Dlaczego wy jedziecie? Zostawajcie, ukraińskie kobiety bardzo piękne”. Straszą ludzi. Ludzie jadą do Zaporoża. Płaczą, jak widzą naszych ukraińskich żołnierzy.

Fot. Archiwum Energodarskiego Klubu Kultury Polskiej im. Henryka Sienkiewicza

Ma Pani kontakt z osobami z Energodaru. Jak tam teraz wygląda sytuacja?

Różnie wygląda. Jest psychologicznie bardzo ciężko. Wysokie ceny. Cukier teraz na polskie pieniążki kosztuje 30 złotych. To jest dużo. Banany gdzieś 40 złotych. Nie ma cukierek dla dzieci albo są bardzo drogie. Kiełbasa kosztuje 50-70 złotych. Bardzo ciężkie życie jest teraz tam. Nie ma po prostu wolności dla ludzi. Nie mogą niczego mówić, nie mogą spacerować ze swoimi dziećmi. Jest bardzo ciężko teraz.

Czy dużo Pani znajomych tam zostało? Czy raczej osoby starają się stamtąd uciekać?

Tak, oni uciekają z tego miasta. Zostają tylko ludzie, którzy bardzo boją się jechać, bo tam idzie walka za naszą ziemię. Chciałabym, żeby moje miasto było wolne, bo żyliśmy bardzo szczęśliwie. Rozmawialiśmy w języku rosyjskim. Nikt nic nam nie mówił, że to jakiś wrogi język. Żyliśmy, jak chcieliśmy, pracowaliśmy i byliśmy wolnym narodem. Nasze rodziny spotykały się zawsze, lubiliśmy swoją pracę, a teraz ludziom ciężko lubić pracę w warunkach, w jakich funkcjonują. Nie ma po prostu wolności.

Mam tam przyjaciół, których bardzo lubię, ale oni pracują w takich zakładach, że nie mogą je zostawić, bo obecnie prąd idzie do Ukrainy. Ukraina płaci im wypłaty, oni nie mogą zostawić swoje miejsce pracy, bo to jest potrzebne Ukrainie. Nie wiem, jak będzie dalej.

Udaje się Pani przekazywać pomoc humanitarną do Energodaru. Jak to wygląda?

Bardzo ciężko. Polacy udzielają bardzo dużo pomocy. Polska jest teraz matką dla naszego narodu. Wszystko przyjeżdża do Zaporoża. Z Zaporoża ciężko jest to przewieźć do Energodaru, ale coś tam nasi chłopcy robią takiego, że jakoś pomoc dociera. Pierwsza, druga, trzecia i czwarta już pomoc, więc myślę, że nasze chłopaki ukraińskie wymyślają drogi do naszego miasta.

Fot. Archiwum Energodarskiego Klubu Kultury Polskiej im. Henryka Sienkiewicza

A co tam jest najbardziej potrzebne?

Leki. Bardzo potrzebne są leki. Również słodycze, artykuły spożywcze, pampersy, wszystko jest potrzebne. Po prostu życie, jakie było do tego, jak przyszła do nas Rosja. Ona jest agresorem dla nas. Nikt na nich nie czekał.

Przed wojną prowadziła Pani działalność kulturalną. Czy zostaje miejsce na jakieś spotkania poza wojenne, na jakiś kawałeczek normalności?

U mnie nie, bo zajmuję się teraz ukraińskimi uchodźcami z Energodaru. Ludzie z polskimi korzeniami już spokojnie żyją w Krośnie, śpiewają, organizują festiwal, żeby po prostu podziękować polskiemu narodowi za to, co robi dla nas. Dlatego my śpiewamy piosenki, jest to taka terapia dla nas. Ten festiwal zawsze robiliśmy w Zaporożu, Energodarze, Melitopolu, takie duże wydarzenie.

Co chciałaby Pani zrobić, jak się Pani dowie, że wreszcie skończyła się wojna?

No, jak zawsze trzeba prowadzić Polski Klub. Chciałabym, żeby moje miasto i ziemia kwitły, żebyśmy żyli tak szczęśliwie, jak do tego. Mieliśmy najpiękniejsze życie i bardzo byliśmy szczęśliwi. Chciałabym, żeby nasze polskie dzieci, ta polska krew zawsze żyła w naszych wnukach, żeby ludzie zobaczyli, jacy dobrzy są Polacy na całym świecie, bo Polacy to jedna wielka rodzina. Zawsze tak było i będzie, a my zwyciężymy, na pewno zwyciężymy!

Oby jak najszybciej! Dziękuję serdecznie za rozmowę.


Program Radia CKPiDE:

Partnerzy

Współpraca

Partnerzy medialni


Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów

Up