On znalazł ją na strychu swojego domu w Opolu. Wśród listów, starych fotografii i dokumentów. W kuferku, który przyjechał z jego rodzicami ze Lwowa. Musieli opuścić rodzinne miasto, bo wybuchła wojna. Nigdy już nie wrócili do Lwowa. Teraz chce zwiedzić miejsca, związane z jego rodziną. Lub te, w których niegdyś byli szczęśliwi, które zmieniły się na zawsze, zmieniły swoich właścicieli, okazały się po drugiej stronie granicy.

On – to Andrzej Skibniewski, polski inżynier, który opowiada historię swojej rodziny w sposób bardzo ciekawy. Opublikował książkę, która ułożona jest z listów pisanych przez różnych ludzi do jego matki. Listy, które opowiadają historię tych ludzi, tamtych czasów, tych miejsc. Murnau, Stalag, Włochy, Londyn, San Benedetto del Tronto, Kosmach, Stanisławów. Książka nosi tytuł „Rubinowa Broszka. Historia Lwowa w listach opisana”.

Ona – no właśnie... Ona – to rubinowa broszka. Ozdoba, którą dziadek podarował babci. Kiedyś świeciła rubinami. Teraz, od byłego jej uroku nic nie zostało. Prawie wszystkie kamienie rozeszły się wśród ludzi. Nie znajdziesz już ani tych kamieni, ani tych ludzi. Pozostało tylko pięć. Okaleczona, chroniona jest dziś jako najcenniejszy klejnot rodziny. Relikwia, która kiedyś ocaliła tę rodzinę od śmierci. Tak powiedziała Andrzejowi Skibnewskiemu jego matka.

- Jako małe dziecko, zapytałem matkę, jaka jest historia tej broszki, dlaczego jest okaleczona, dlaczego nie ma kamieni, co się stało z jej pięknem. Matka powiedziała mi, że były to ciężkie, głodne lata wojenne. A prezent dziadka, gdy babcia już owdowiała, uratował ich od głodu, chorób, można powiedzieć, od śmierci. Babcia od czasu do czasu wyjmowała jeden z kamyków i sprzedawała. Potem mogła kupić jedzenie, lekarstwa, ubrania i nasza rodzina mogła przeżyć. Później czytelnicy książki proponowali mi przywrócić tą broszkę, uzupełnić ją kamieniami. Jednak mi się wydaje, że taka okaleczona ma o wiele większą wartość i bardziej głębsze znaczenie. Wiem, że to jest historia mojej rodziny, wiem, jaka jest ta historia. I dzięki wystawie i książce opowieść ta odkrywa się innym ludziom na całym świecie, gdzie by się ta wystawa nie ukazała, – mówi Pan Andrzej Skibniewski.

Oczywiście nie warto dużo opowiadać o książce, bo raczej warto ją przeczytać. Na prezentacji w Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego w Iwano-Frankiwsku Andrzej Skibniewski przekazał część nakładu „Rubinowej Broszki” do biblioteki Centrum. Więc zainteresowani czytelnicy mogą skorzystać z nowego nabytku. A ci, którzy jeszcze nie zostali czytelnikami, mają nad czym się zastanowić.

Historia „Rubinowej broszki” opisana w listach, zawiera losy tak typowe dla wielu kresowian – wybuch wojny i kilkakrotne zajęcie Lwowa przez obce armie, obozy jenieckie, zesłanie na Syberię, walki na Bliskim Wschodzie, w Egipcie i we Włoszech, przesiedlenie do Polski Zachodniej i emigracja do Kanady, Australii i USA.

Listy i dokumenty z książki uzupełniają fotografie. Rodzinne zdjęcia, które ożywają w wystawie fotograficznej. I dał im to życie włoski mistrz fotografii Marco Pollini. Kiedy się zapoznał z pomysłem Andrzeja Skibniewskiego stworzyć wystawę fotograficzną na podstawie książki, fotografik podjął się trudnego zadania restauracji starych fotografii, aby można było je wydrukować w dużym rozmiarze – około metra długości. Na opracowanie jednego zdjęcia Marco Pollini tracił czasem kilka tygodni. I każdy gotowy plik miał ponad sto megabajtów. Ale wartowało. Zdjęcia w dobrej jakości można zobaczyć w dużym formacie. Odrestaurowane fotografie zostały wywołane na specjalnym papierze dla profesjonalistów Fuji Film, na tak zwanym „papierze perłowym”.

Zdjęcia również przedstawiają Stanisławów i Ziemię Stanisławowską. Jeden z autorów listów do matki Pana Skibniewskiego był inżynierem produkcji ropy naftowej i dyrektorem szybów naftowych w Stanisławowie – Stefan Engel.

Wkrótce po ukazaniu się „Broszki” w sprzedaży, w Filharmonii Opolskiej im. Józefa Elsnera w Opolu odbył się połączony z koncertem spektakl w reżyserii Krystyny Rostockiej i Andrzeja Mikoszy pt. „Z kresowego kuferka – Lwów”, w którym wystąpili aktorzy Teatru Lalki i Aktora oraz im. Jana Kochanowskiego w Opolu – Andrzej Mikosza, Barbara Lach, Bogdan Zieliński oraz uczniowie i studenci Państwowej Szkoły Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Opolu. W drugiej części przedstawienia wystąpili wybitni artyści – Marta Lipińska (Teatr Współczesny w Warszawie), Marek Drewnowski (fortepian) oraz młoda, utalentowana skrzypaczka Nela Kuźmińska (Akademia Muzyczna im. Bacewiczów w Łodzi).

Oni pracowali nad spektaklem bez żadnego grosza, powiedziała organizatorka wystawy i reżyserka przedstawienia Pani Krystyna Rostocka, która także jest prezesem Towarzystwa Polonia-Kresy w Opolu. Sami sobie szyli lub szukali kostiumów. I to był swoisty przekaz pokoleniowy.

- Na Opolszczyźnie mieszka dużo ludzi, których przodkowie opuścili ziemię lwowską lub stanisławowską. Ktoś to pamięta, ktoś nie. Nie zawsze w domu mówiono o tamtych czasach – dla wielu było to bardzo bolesne doświadczenie, więc ludzie woleli o tym nie wspominać. Są jednak młodzi ludzie, którzy interesują się historią swoich rodzin i podróżują, szukają, uczą się, – mówi Krystyna Rostocka.

Z Iwano-Frankiwska wystawa na podstawie książki „Rubinowa Broszka. Lwowska historia w listach opisana” przeniesie się do Lwowa. W taki sposób, zdaniem Andrzeja Skibniewskiego, rubinowa broszka symbolicznie wróci do domu. Tam, gdzie rozpoczęła się jej droga.

To hołd tym ludziom, temu okresowi, które, jak kamienie zdobiące broszkę, niegdyś zaginęli, pozostawiając puste miejsca. Teraz te miejsca muszą zostać wypełnione pamięcią i szacunkiem.

Tekst: Włodzimierz Harmatiuk

Zdjęcia: Olga Galuk, Roman Kułyk

Partnerzy

Współpraca

Partnerzy medialni


Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów

Up