Fot. Polskie Centrum Kulturalno-Edukacyjne „Drzewo”

Charków to jedno z najbardziej ostrzeliwanych miast Ukrainy od momentu wybuchu pełnowymiarowej rosyjskiej inwazji. Mimo trudnych warunków mieszkańcy są zdeterminowani i nastawieni na obronę Charkowa. O sytuacji i atmosferze w mieście, a także o działalności Polskiego Centrum Kulturalno-Edukacyjnego „Drzewo” opowiedziała w rozmowie z Danutą Stefanko jego prezes Margaryta Kondratenko. Całej rozmowy można wysłuchać w audycji Radia CKPiDE, umieszczonej pod tekstem.


Jak wygląda sytuacja w Charkowie? Z wiadomości wiemy, że niemal codziennie są ostrzały, niemal codziennie mieszkańcy miasta słyszą dźwięki alarmów przeciwlotniczych.

Alarmy były od zawsze, nic się nie zmieniło. Mocne ostrzały były pod koniec grudnia, na początku stycznia. Teraz jest ciszej, ale w obwodzie ostrzały trwają. Najpierw były atakowane hotele. Tam znajdowali się ludzie, dziennikarze z innych państw. Ktoś został ranny i w ogóle psychicznie trudno to przeżyć. Też na dawnej ulicy Puszkińskiej, obecnie Skoworody, to jest stara, dość wąska uliczka, tam są zabytki architektury, dużo z nich ucierpiało.

W gmachu jednego ze szpitali został uszkodzony blok operacyjny. Moja koleżanka pracuje w pobliżu, opowiadała, że rano przyjechała do pracy, to było dużo śmieci na ulicy, nie było okien, ale, kiedy już wychodziła z pracy, to ulica była wysprzątana, okna pozabijane. Takie wrażenie, że nic się nie stało – apteka pracowała bez okien, kawiarnie powynosiły ciasteczka dla robotników, rozdawały je ludziom.

Fot. Serhij Bołwinow

Mieszkańcy Charkowa się nie poddają. Oczywiście, każdy się boi. To jak loteria, nigdy nie wiadomo, gdzie trafi pocisk. Dzisiaj to dom mieszkalny, jutro szpital, pojutrze hotel. Rosjanie trzymają nas w napięciu, ale rano wszyscy idą do pracy, bo nie ma wyjścia. Nikt nie zamierza wyjeżdżać, a z drugiej strony dużo ludzi też wróciło.

Rosjanie mają na celu nas zastraszyć, żeby nie było pewności, żeby ludzie bali się pracować, a bez pracy trudno istnieć. Tym bardziej, że w Charkowie nie ma jakoś specjalnie dużo pomocy humanitarnej, bardziej w obwodzie. Oni chcą, żeby wszyscy byli zdenerwowani i myśleli o negocjacjach. Jednak wszyscy mówią, że okupanci sobie nie uświadamiają, że nasza mentalność jest inna. Nawet w takiej sytuacji nikt nie chce z nimi rozmawiać. Nie ma dyskusji, nie ma wyjścia – albo zwycięstwo, albo nic.

W pierwszym roku pełnoskalowej wojny Rosjanie celowali częściej w bazy wojskowe, obiekty infrastruktury krytycznej, natomiast teraz trwa całkowity terror mieszkańców cywilnych.

U nas od początku były atakowane dzielnice mieszkaniowe. Północna Sałtiwka to w ogóle zniszczone osiedle. Bomby awiacyjne padały na wieżowce. Ale tak, każdy miał jakąś pewność, że jeżeli nie mieszka na przykład obok elektrowni, to będzie bezpieczniejszy.

Teraz zaczęło działać przedszkole w metrze, jest też szkoła. Z tego, co wiem, działają tylko 2 dni w tygodniu, ale jest to przynajmniej jakaś oświata. No bo większość ludzi wyjeżdża po to, żeby dzieci chodziły do szkoły normalnie. W Charkowie wszystkie szkoły i uczelnie ogólnie są na zdalnym. Dużo uniwersytetów też ucierpiało, powylatywały okna.

Fot. Larysa Howyna / Suspilne Charków

Bardzo ważne, że Polskie Centrum Kulturalno-Edukacyjne „Drzewo” prowadzi działalność, bo to pozwala ludziom przynajmniej na chwilę wrócić do starego życia, odczuć tę normalność. Jak wygląda działalność, uwzględniając, że biuro organizacji zostało zniszczone?

Bardzo cieszyliśmy się, że nikogo tam nie było, bo pół godziny przed wybuchem, byłam w biurze z rodziną, była też nasza nauczycielka Ołena z 7-letnią córką i mężem. Akurat układaliśmy meble, które zakupiła nam Fundacja Wolność i Demokracja. Po prostu przez przypadek, przez to, że mój synek zaczął krzyczeć, a nie wzięłam pokarmu, pojechaliśmy do domu. On nas wszystkich uratował. Kiedy byliśmy w domu, słyszałam ten wybuch. Potem zaczęli dzwonić znajomi, mówili, że to blisko nas i pytali, czy wszystko w porządku. Odczułam ogromną ulgę, że nas tam nie było.

Na następny dzień pojechaliśmy do biura. Myślałam, że będzie gorzej. Postawiliśmy tam nowe meble, nowy telewizor. Wyobrażałam sobie, że to wszystko już leży zburzone, ale nie. Kiedy napisałam do Fundacji, to Pani Prezes Lilia Luboniewicz odpisała, że to straszne wiadomości, ale prosi się nie martwić. Pomogą nam odbudować się i to też dało taką nadzieję i siłę. Na razie okna nam pozabijali za koszty miasta. Przynajmniej tam nie będzie śniegu i deszczu. Codziennie w tym budynku, gdzie mamy biuro, walczą elektrycy i hydraulicy.

Zawiesiliśmy działalność stacjonarną, bo nie możemy gwarantować bezpieczeństwa, nie możemy gwarantować ogrzewania. Z kolei było dziwnie, że niektórzy uczniowie chcieli kontynuować nauczanie stacjonarnie. Chcieli też przyjść, posprzątać, jednak odmawialiśmy wszystkich, ponieważ jak zacznie się atak, to nie będzie, gdzie się schować.

Fot. Margaryta Kondratenko

Przyjechaliśmy z mężem do biura, poustawialiśmy wszystko obok ściany, żeby nie stało przy oknie. Na razie prowadzimy działalność online, wszyscy ze zrozumieniem do tego podchodzą. Oczywiście tęsknią, jednak najważniejsze jest bezpieczeństwo.

Będąc codziennie w zagrożeniu, żyjąc w niepewności, łatwo stracić motywację do działalności, a jednak masz tę motywację. Też Twoi uczniowie, członkowie organizacji mają motywację, żeby się spotykać. Co daje wam siłę?

Trzymamy się, bo jak by nie było, jesteśmy w Ukrainie. Część obwodu dotychczas jest pod okupacją. Kiedy rozmawiam z krewnymi, którzy są obok tej linii, rozumiem, że to grzech narzekać. Bardzo doceniamy to, że jesteśmy w domu. Każdy, kto wyjeżdżał i wrócił, mówi, że lepiej tu, pod tymi ostrzałami, ale w domu. Na odległość jest dużo gorzej, a tutaj jesteś zmobilizowany. Ludzie pracują, robią swoje. Niedawno moja znajoma chodziła do teatru, więc życie się toczy.

Motywuje też to, że nasi wojskowi walczą, a każdy coś robi od siebie, pomaga. Na przykład, mój mąż zbiera drony. Taka złość, która generuje się w coś materialne. Każdy, kogo znam, coś robi. Ktoś wysyła pieniądze, ktoś robi siatki maskujące, ktoś świece okopowe. To daje nadzieję.

Ostatnio wszyscy mówią, że nikt nie uniknie powołania do wojska. To, że coś robimy i jakoś wspieramy wojskowych, po prostu daje nam czas. Każdy ze znajomych mężczyzn już zastanawia się, co mógłby robić w wojsku. Ktoś uczy się już na pilota dronów, żeby mieć jakieś umiejętności. Każdy żyje z myślą, że prędzej czy później, prawdopodobnie każdy, pójdzie i będzie bronił Ojczyzny.


Program Radia CKPiDE:

Partnerzy

Współpraca

Partnerzy medialni


Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów

Up