Fot. Karolina Szostak

Wojna rosyjsko-ukraińska, walka o wolność i integralność terytorialną Ukrainy stały się sprawą osobistą każdego mieszkańca państwa. Nikt nie pozostaje obojętny i chociaż nie każdy może trzymać broń w rękach, jednak słowem bądź czynem, każdy stara się przybliżyć zwycięstwo. Od pierwszych dni pełnoskalowej rosyjskiej inwazji Olga Antypenko rozpoczęła działalność wolontariacką, organizując pomoc dla obrońców Ukrainy. Swoją historią podzieliła się z Danutą Stefanko.

Proszę opowiedzieć, jak zmieniło się Pani życie po 24 lutym?

Na pewno nie tylko moje życie się zmieniło. Zmieniły się życia milionów Ukraińców. Wszyscy moi krewni, rodzony brat, kuzyni, od pierwszego dnia poszli bronić Ukrainę. Ni na moment nie miałam wątpliwości wobec nich. Byłam pewna na 100 procent, że będą w pierwszej linii. Tak się stało. Na początku był szok, brak akceptacji. Trzeba było uspokajać rodziców, rodzinę, bo u mnie akurat wszyscy członkowie rodziny znaleźli się w gorących punktach. Był to Czernihów, Kijów, Mikołajów – wszystkie miasta, które najbardziej ucierpiały. W pierwszych dniach wojny to szczególnie Czernihów, który został zniszczony w 70 procentach.

W dom mojego brata, moich rodziców, gdzie przebywali, trafiły dwie rakiety. Był całkiem zrujnowany. Ich uratowało tylko to, że znajdowali się w tym czasie w piwnicy. Dlatego wojna pochłonęła mnie od razu, ale też od razu padła decyzja, że trzeba coś robić. Człowiek nie może siedzieć. Musimy razem coś robić, każdy na swoim miejscu.

Rozumiałam, że nie mogę też pójść, być z braćmi, chociaż dużo razy pisałam, mówiłam, by znaleźli mi miejsce, pójdę, będę z nimi, będę robiła wszystko, co trzeba. Ale chłopcy mówili: „na razie rób to, co możesz robić”. Najpierw wspólnie z przyjaciółkami poszłyśmy gotować dla przesiedleńców, uchodźców, dla wojskowych na naszym lotnisku. Później przyszła świadomość tego, że nasza armia ma bardzo dużo potrzeb.

Fot. Karolina Szostak

Dla mnie wolontariat w ogóle był czymś nowym. Nawet nie wiedziałam, jak to się robi, co robić, ale na szczęście, kiedy masz znajomych i przyjaciół – jedni przez drugich, wszyscy mi pomogli. Skontaktowałam się z jednym, ten mi dał kontakt do drugich, drudzy do trzecich, trzeci do dziesiątych, i ostatecznie ukształtowała się taka wspólnota iwanofrankiwskich wolontariuszy. Wydaje mi się, że ci ludzie długo się tego uczyli.

Na przykład, Alina Czirkowa z Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego, poznałam ją przez osoby dziesiąte, ale ona nie znając mnie, odezwała się w ciągu trzech sekund, jak tylko napisałam na Viber: „Alina, czy jest jakaś pomoc dla chłopców?”. Trzy sekundy, nie zdążyłam odłożyć telefon, jak pomoc już do mnie szła. Alina poznała mnie jeszcze z kimś, to się zakręciło.

Przyjechali chłopcy, załadowaliśmy ich. Kiedy oni wrócili na pozycje, zaczęli rozdawać pomoc z Polski, cukierki, lizaki, ciastka – uwierzcie, dorośli ludzie płaczą. Ja płaczę przez telefon, kiedy to widzę, kiedy słyszę. Oni mówią: „przekażcie tym młodym dziewczynom, Polakom, niskie pokłony”. Dziwię się, myślę, Boże, oni tyle tam robią, oni są w tak trudnych warunkach, a my w ciepłym łóżku, w ciepłym domu, przekazujemy im, według naszych miarek, takie drobiazgi, a oni tak to cenią i są tak bardzo wdzięczni. Zawsze dzwonią i proszą wszystkich pozdrawiać.

Byłam w szoku z tego, jak tę pomoc traktują wojskowi. Oni dawno mówili: „gdybyście nie wy, gdyby nie wolontariusze – nie wiadomo, co by było, front byłby na pewno nie tam”. Tę siłę, którą dają wolontariusze, ten front na zapleczu, dodaje im jeszcze więcej sił. Bez naszej pomocy tutaj, pewnie duch moralny i jakaś motywacja byłyby nie na tyle silne.

Fot. Karolina Szostak

Oni wiedzą, że my tutaj walczymy za nich, modlimy się za nich. Bardzo dobrze znam księdza Władysława Iwaszczaka z kościoła rzymskokatolickiego. Przyjeżdżaliśmy do niego, wspierał chłopców, pomagał, przekazywał pozdrowienia, rysunki dzieci. Chłopcy przywieźli na pozycje, zawiesili w blindażach. To było prawdziwe święto. Nasz front jest potrzebny, musimy jego utrzymywać, musimy pomagać naszym chłopcom, a oni powiedzieli, że zrobią wszystko dla nas, żebyśmy byli zdrowi, szczęśliwi i znów żyli w tym pokoju, w którym żyliśmy wcześniej. Słowo „zwycięstwo” dla każdego i dla nich, i dla nas, będzie miało całkiem inne znaczenie.

To niesamowite, ile dobrego można zrobić wspólnymi siłami. Również niesamowita jest pomoc Polski, która od pierwszych dni pełnoskalowej wojny jako jedna z pierwszych nazwała terrorystyczny rosyjski atak na Ukrainę swoim imieniem, od razu zaczęła przyjmować ukraińskich uchodźców, ale również udziela pomocy militarnej i humanitarnej. Jakie to ma znaczenie dla Ukraińców?

Wspólnymi siłami możemy zrobić wszystko, dlatego oni i my, to te dwie siły, które pozwolą dobru przezwyciężyć zło. Natomiast polska pomoc jest potwierdzeniem tego, że Polska jest naszym najbliższym przyjacielem. To nie tylko terytorialny sąsiad. Mimo wszystkich historycznych wydarzeń, do których kiedyś dochodziło, Polska jest naszym przyjacielem i tak będzie zawsze. Jeżeli trzeba będzie pomagać Polakom, to jestem w 100 procentach przekonana, że Ukraińcy również będą pierwszymi.

Dużo mówi się o tym, że ta wojna jest nowym etapem relacji polsko-ukraińskich, dobrych relacji.

Ten etap jeszcze bardziej wzmacnia nasze relacje, tworzy nową warstwę zaufania i takiego zachwytu Ukraińcami. Być może nie wszyscy rozumieli, że Ukraińcy są tak silnym i zjednoczonym narodem. Myślę, że Ukraińcy dali bardzo dobry przykład całej Europie, jak trzeba bronić swoje państwo. Przykład przyjaźni pokazała również Polska i pokaże Ukraina wobec Polski.

Fot. Karolina Szostak

Warto też podkreślić, że Ukraina teraz broni nie tylko swoją niepodległość, Ukraina broni całej Europy, w ogóle cały świat, bo gdyby Rosjanie nie mieli na swojej drodze Ukrainy, poszliby dalej, a widząc reakcję Europy i NATO w pierwsze dni wojny, nie wiadomo jak daleko byliby dziś Rosjanie.

Tak, Polacy to doskonale rozumieją, zawsze to pokazują i mówią o tym. Niedawno byliśmy w Polsce, niektórzy Polacy pomagają, przekazują ubrania dla chłopców. Tam był taki pan Tomek, on powiedział: „doskonale rozumiem, że gdyby nie było Ukrainy, bylibyśmy pierwsi, musimy wam pomagać jak najwięcej, dlatego, że jesteście naszymi obrońcami”. On nie mówi „obrońcy Ukrainy”, on mówi: „jesteście naszymi obrońcami. Kłaniamy się wam i będziemy pomagać tyle, ile to będzie potrzebne”.

Życzymy nam wszystkim, żeby ta wojna się skończyła, a przyjaźń polsko-ukraińska nie kończyła się nigdy.

Nie skończy się nigdy, gdyż jesteśmy dwoma narodami, podobnymi pod względem wierności, przyjaźni i szanowania tej przyjaźni, która jest.

Dziękuję serdecznie za tę rozmowę!

Partnerzy

Współpraca

Partnerzy medialni


Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów

Up