Kadr z filmu „Syndrom Hamleta”

Nagradzany na festiwalach w Locarno i Krakowie dokument Elwiry Niewiery i Piotra Rosołowskiego „Syndrom Hamleta” to opowieść o walczącej Ukrainie i jej bohaterach. Opowieść niełatwa, poruszająco prawdziwa i uciekająca od łatwych diagnoz.

Połączyły ich „Hamlet” i wojna. Gdy w 2014 roku na Donbasie padły pierwsze rosyjskie strzały, życie każdego z nich zmieniło się na zawsze. Sławik pojechał walczyć o swój kraj, a po kilku tygodniach wraz z oddziałem trafił do niewoli. Katia w 2014 roku zostawiła studia i wbrew prośbom matki z karabinem ruszyła na front. Roman nie chciał strzelać, został frontowym medykiem i przez długie miesiące ratował swoich kompanów na pierwszej linii walk. Oksana (dziś aktorka warszawskiego Teatru Powszechnego) brała udział w protestach na kijowskim Majdanie, a Rodion, pochodzący z Doniecka, w czasie wojny szył mundury i organizował pomoc humanitarną.

Osiem lat po wybuchu wojny wszyscy oni spotykają się na deskach teatru. Pod kierownictwem reżyserki Rozy Sarkisian przygotowują spektakl inspirowany „Hamletem”. Ale ten „Hamlet” nie jest zwykłą inscenizacją. To opowieść utkana z osobistych wspomnień i traum, z przepracowywanych dramatów i utajonego bólu. Na scenie każde z nich musi skonfrontować się z demonami wojny. 

„Syndrom Hamleta” / Zwiastun

Roman z trudem mówi o przerażeniu, jakie towarzyszyło mu na pierwszej linii frontu, Sławik – o samobójczych myślach, a Katia – o lęku przed gwałtem i o seksizmie w szeregach armii. Bo opowieści, z jakich zbudowany jest „Syndrom Hamleta”, to nie tylko dramatyczne wspomnienia o złych najeźdźcach i dramacie wojny, ale też gorzkie refleksje o narodowym uniesieniu i samotności bohaterów. Bohaterowie z odwagą mówią o braku psychologicznej pomocy dla tych, którzy widzieli i przeżyli zbyt wiele, o tym, jak rola bohatera odbiera prawo do lęku, a zmęczone wojną społeczeństwo często widzi w weteranach szkodników uniemożliwiających zawarcie pokoju z najeźdźcą.

„Syndrom Hamleta” nie jest opowieścią ku pokrzepieniu serc, ale filmem, który – jak przygotowywany przez bohaterów spektakl – ma prowokować do refleksji o narodzie, jedności, wspólnych ideałach i patriotyzmie, w czasie którego można bez ogródek mówić o tym, co trudne, nawet jeśli nie pasuje to do obrazka. W ten sposób prywatna terapia kilkorga aktorów przeobraża się w seans zbiorowej psychoterapii przeprowadzanej w duchu szczerości i wzajemnego szacunku.

Niestety, rzeczywistość dopisała do „Syndromu Hamleta” dramatyczny ciąg dalszy. Gdy w lutym 2022 roku ruszyła wielka rosyjska inwazja, bohaterowie znowu musieli zadawać sobie pytanie o „być albo nie być”. Dziś kilkoro z nich znowu walczy z bronią w ręku, inni – pomagają armii i uchodźcom.

Kadr z filmu „Syndrom Hamleta”

Ponury epilog, jaki wojna dopisała do filmu, sprawia, że „Syndrom Hamleta” staje się jeszcze ważniejszy i bardziej aktualny. Jest zaproszeniem do rozmowy o tym, czym jest dzisiaj wspólnota i obowiązek wobec niej. Twórcom dokumentu udało się uchwycić niezwykły, dramatyczny moment historii i sprawić, że w prywatnych portretach kilkorga bohaterów przejrzeć może się cały naród, a także my, którzy z zupełnie innej perspektywy przyglądamy się wydarzeniom rosyjsko-ukraińskiej wojny.

Mieszkańcy Iwano-Frankiwska, dawnego Stanisławowa, będą mieli okazję obejrzeć film 20 stycznia 2024 roku o godz. 18:00 w Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego. Będzie to również okazja do rozmowy z jego twórcami.

Źródło: culture.pl


Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów

Up